Rozdział III cz. 2
Parę godzin przed świtem dwie postaci otoczone mrokiem nocy wyruszyły z Alafren na południe w kierunku obozujących wojsk z północnej części królestwa. Podeszli możliwie najbliżej i próbowali dowiedzieć się jak najwięcej. Poszczęściło im się, ponieważ namiot, w którym odbywały się obrady był na brzegu obozowiska.
-Nie możemy sobie na to pozwolić-Usłyszeli niski męski głos z namiotu.
-Panie, musimy wziąć to pod uwagę, tym bardziej, że na tych terenach działa ugrupowanie zwane Elitą i na pewno nie pozwoli nam na swobodne działanie-Ten głos należał do młodego mężczyzny, najwyraźniej pełnił rolę stratega w obozie, ponieważ jego cień był wątły.
-Niedorzeczność! Na tych terenach ludzie pracują po to, żeby tacy ludzie jak my mogli nie zajmować się głupotwami tylko ich bronić! Nie są nic warci, poza umiejętnością wypatroszenia ryby nie posiadają żadnej wiedzy, ani strategii, ani na tyle rozumu, żeby przeciwstawić się naszej sile. Nie mówiąc już o odpowiednim pancerzu.
-Pani...-Młody strateg najwyraźniej zwrócił się do kobiety będącej w namiocie-Proszę, rozważ moje słowa...
Zaległa długa cisza. Wszyscy myśleli, że nie padnie żadna odpowiedź, kiedy w końcu usłyszeli kobiecy głos.
-Uważam, że Ortin przedstawił racjonale rozwiązanie sytuacji-W namiocie rozległ się pomruk słyszany nawet na zewnątrz. Kobieta posiadała władczy, pewny i donośny głos-Spokojnie moi drodzy, nie myślcie, że obawiam się garstki chłopów z motykami w rękach, jednak wolę mieć pewność, że nie wystąpi żadna niespodzianka w postaci Elity-Wstała z krzesła i zaczęła się przechadzać-Jeżeli plotki nie są fałszywe nie możemy zlekceważyć ich siły i wpływów. Tym bardziej, że jeżeli dowiedzą się o ataku raz dwa wszystkich ewakuują.
-Co w takim razie Pani proponujesz?-Odezwał się trzeci męski głos.
-Aktualnie wszyscy myślą, że zostaliśmy wysłani tutaj w celu zaatakowaniu mrocznych elfów i w ten sposób stłumieniu zamieszek na granicy. Do granicy jeszcze pół dnia drogi. Jeżeli dotarlibyśmy do granicy i zawrócili w celu ataku podróż wydłuży się nam o jeden dzień drogi. Dodatkowo Elita jeżeli się już coś domyśla zakłada, że tak postąpimy. Dlatego też już jutro zaatakujemy, aby nie zdążyli się ewakuować. Nie wiemy w którą stronę ruszą, prawdopodobnie przez rzekę, ale może się okazać, że garstki ludności ruszą do innych wiosek, aby ostrzec i pomóc w ewakuacji. Dlatego podzielimy się na dwie części i jedna zaatakuje z góry, druga z dołu wioski. Zamkniemy ich na zachodzie i pozostawimy jedynie miejsce do ucieczki za rzekę- tam są tereny nieprzyjazne i równocześnie nie ostrzegą nikogo po drugiej stronie rzeki. W ten sposób będziemy mogli odpocząć i atakować jak zregenerujemy siły...-Po tych słowach usiadła. Wszyscy między sobą zaczęli szeptem rozmawiać o podjętej decyzji. W końcu wstał ktoś i powiedział, że w pełni akceptują wolę swojej Pani i jutro wyruszają aby zniszczyć Alafren.
-Hugon... No chodź, musimy o tym donieść Mike'owi - Szepnął Trevin. Blondyn patrzył jeszcze chwilę na namiot po czym ruszył za mężczyzną.
***
- Twoje przewidywania były słuszne Mike - mówił zielonooki z grozą w oczach - Powodem, iż rozbili tam obóz i nikt nie przybył jest zamiar ataku na nas. Na nasze nieszczęście główna dowódczyni i strateg wierzą w wiadomości jakie doszły o nas do Mortawiru i będą przygotowani na silny opór - kontynuował Hugon dysząc jeszcze po biegu by zawiadomić Mike'a.
Mike zadumał się nad tym chwilę, po czym poszedł do Defra. Musieli przygotować się do szybkiej obrony i ewakuacji. Trevin w tym czasie poszedł do domu, by przygotować się do obrony i przenieść część swoich łuków i zapasy strzał do karczmy. Wkrótce wszyscy byli na nogach i razem ze świtem kolumna uciekinierów czekała tylko na członków Elity mających zapewnić im bezpieczeństwo, gdy wejdą do lasu.
Gdy słońce było już całe nad horyzontem Elita była gotowa. Poza członkami zdeklarowanymi wcześniej doszło sporo ludzi chcących pomóc jako łucznicy. Mike zadecydował, że nikt z poza Elity nie będzie walczył w zwarciu, bo tacy ludzie bardziej by przeszkodzili nie mając żadnego doświadczenia w walce. Ochotniczy strzelcy mieli wycofać się, gdy żołnierze zepchną Elitę do mostu. Plan był taki, aby osłabić ich na tyle, aby dowódca nie chciał gonić ich w lesie i odwołał dalszy atak. Trevin zrobił naprędce kilka strzał zapalających, które miały podpalić wioskę gdy wojsko już przez nią przejdzie. W ten sposób dadzą sygnał dla innych wiosek.
Kiedy wszystko było gotowe Hugon stanął koło Rozalin. Wiedział, że wszyscy z Elity zginą jeżeli tylko coś pójdzie niezgodnie z planem. Popatrzył na każdego po kolei. W żadnej parze oczu nie doświadczył ani krztyny strachu co podniosło go na duchu. Zdawał sobie sprawę, że to właśnie on jest spośród nich wszystkich najbardziej przerażony, ale równocześnie wiedział, że da z siebie wszystko aby obronić Rozalin, a tym samym przyczynić się do tego, że reszta wioski przeżyje.
Stał wpatrując się w horyzont, wyczekując wrogich oddziałów. Ewakuacja rozpoczęła się. Melia i Artemis pomagały w prowadzeniu wozów z dziećmi i starcami. Brakowało kilku starców, którzy uzanli, że ich życie jest już i tak nic nie warte, a dzięki temu, że chwycą za broń uratują resztę. Między nimi pojawił się również jego dziadek zwany Starym Orterem Mike udzielał ostatnich wskazówek osobom spoza Elity. Dosiadał swojego konia i podążał wzdłuż szeregów złożonych z chętnych do obrony. Hugon go nie słuchał, jego krew mocno podburzała go skutecznie niwecząc próby uspokojenia się. Kiedy Mike skończył instruować stanął w szeregu. Każdego serce biło mocno dając znać o nerwowym wyczekiwaniu. Nieliczne konie orały niespokojnie ziemię. Hugon zaczął się zastanawiać w końcu czy jednak nie zmienili planów. Po chwili jednak dostrzegli królewskie wojska na horyzoncie. Mike wysunął się przed szereg i wystawił miecz. Przejechał wzdłuż szeregu, a każdy wyciągnął miecz w jego stronę, aby ostrza zderzyły się. Kiedy przebył całą długość zawrócił wygłaszając krótką przemowę o odwadze i honorze, w celu zahartowania ich ducha.
-Czekajcie aż podejdą na odległość z której zaczną strzelać łucznicy-Powiedział na koniec przemówienia i kiwnął na Trevina, aby przygotował strzałę zapalającą.
***
Namida razem z Havrothem jechali na swoich koniach wzdłuż lasu. Polowanie zaliczali do mało udanych- Udało im się upolować tylko dwa młode lisy. Mimo wszystko Havroth był zadowolony z efektów nauk Trevina. Dzięki nim Namida uratowała go od utraty nogi.
Jechali spokojnie nie świadomi tego co dzieje się w wiosce. Wjechali na pagórek na brzegu lasu i zobaczyli dym, który dopiero co zaczyna ulatywać znad podpalonych dachów wioski. Havroth zaklął, a Namida zakryła na chwilę usta rękoma. Zaraz po tym dostrzegli poruszającą się przez wioskę kolumnę żołnierzy. Nawet z tej strony między budynkami migały barwy Mortawiru. Kolejna strzała podpaliła kolejny dach. Czoło pochodu zbrojnych ścierało się w walce z ledwo dostrzegalnymi w zgiełku obrońcami Alafrenu. Łucznicy strzelali do siebie z obu stron. Jedynym dobrym widokiem była przewaga w celności Alafreńczyków nad Mortawirem, ale wojska stopniowo przesuwały linię obrony bliżej do mostu. Rodzeństwo ruszyło w stronę walczących, Namida wyciągnęła jadąc łuk i gdy byli dość blisko strzeliła kilka razy kładąc dwóch strzelców w niebieskim. Blondynka i czarnowłosy dołączyli do pozostałych i z całą energią jaka w nich tkwiła dali się wchłonąć w wir walki.
***
Hugon wyszedł do przodu przed Rozalin. Szereg się lekko przerzedził i cofnął. Tak jak Mike przewidywał, ochotnicy padli zostawiając puste miejsca. Część ludzi z Elity też traciła już siły. Mike sieknął swym mieczem i popatrzył na Hugona. Był o parę kroków i na szczęście jego broń pozwalała mu wspomagać już szyk przez ciosy kulą w głowy i ataki w ramiona. Hugon również spojrzał na Mike i zrozumiał czemu brązowowłosy szukał jego wzroku. chciał spytać czy da radę jeżeli będzie musiał stanąć jako część linii obronnej. Kiwnął głową.
- Cofnąć się! A wy dwaj odsuńcie i zróbcie miejsce dla Hugona aby dołączył w szyku! - wrzasnął szarooki po czym sam odsunął się trochę na bok.
Hugon stanął w ogniu walki. Szybkimi ruchami manewrował kulą i ostrzem tak dobrze, iż przez chwilę wydawało się, że Mike zaraz będzie mógł dać sygnał do odwrotu. Niestety mimo, iż wojska Mortawiru się przerzedzały szybciej to miały dużą przewagę liczebną. Trevin już od jakiegoś czasu strzelał do łuczników razem z Namidą i kilkoma innymi. Udało im się na tyle dobrze uszczuplić oddział strzelców przeciwnika, że ich czterokrotna przewaga liczebna zamieniła się w trzykrotną mimo, iż sami odnieśli straty. Zawdzięczali to też Rozalin, która co jakiś czas odbijała lecące strzały magią. Niestety magia ją wyczerpała już na tyle, że przestała im pomagać i jedynie tworzyła siekące podmuchy na mieczników, a i to już coraz rzadziej.
- Widzę, że sporo przegapiliśmy-Powiedział Havroth zabijając jednego z przeciwników-Czemu Mortawir atakuje swoich?-Zapytał zupełnie zaskoczony czarnowłosy.
-Nie czas na wyjaśnienia-Powiedział Mike, który bronił się przed atakiem przeciwnika.-Rozalin Ci wszystko wyjaśni idź do niej. Pośpiesz się, bo masz ważną rolę.
-Jasne-Ruszył do kobiety, która właśnie wytworzyła sporą falę zabijając w ten sposób dwóch przeciwników-Co się dzieje?-Zapytał zielonooki czarodziejkę.
-Mortawir zaatakował nas z jakichś powodów. Twoje zadanie to bronić łuczników. Trzymaj wroga razem z Defrem.
-W porządku.-Pobiegł do półelfa - Melduję się - Powiedział na wpół złośliwe do Defra zabijając z zaskoczenia kogoś z Mortawiru.
-To dobrze. Zaczęło się robić nudno-Uśmiechnął się krzywo-Widzę, że łowy będą udane.
-Jak najbardziej-Skoczył na przeciwnika. Zamachnął się. Wróg przyszykował się do obrony. Wtedy Havroth zmienił się w wilka i przegryzł mu gardło. Bez wahania skoczył na kolejnego, który już zamachnął się na czarnego psa. Ten wywrócił się. Havroth zamienił się ponownie w człowieka i przebił pierś mężczyzny. Rozejrzał się. Doświadczenie Elity ścierało się z ogromną przewagą liczebną najeźdźców. Nie miał więcej czasu. Wykonał unik przed ostrzem, które niewiele brakowało a skróciłoby go o głowę. Szybko zmienił się w wilczura. Przeciwnik myślał, że od razu na niego się rzuci, jednak ten stał i na coś czekał. W końcu żołnierz ponownie się zamachnął na niego. Nim opadła jego dłoń pies rzucił się na jego nogi. Chwilę później został zabity przez młot Defra, który zmiażdżył mu klatkę piersiową.
-"Nie powinieneś zabijać mniej boleśnie?"-Zapytał czarnowłosy. W postaci wilka potrafił kontaktować się za pomocą magii umysłu.
-Mówi mi to wilk, który przed chwilą przegryzł przeciwnikowi szyję-Parsknął i oboje rzucili się dalej w wir walki. Zielonooki sparował cios, który miał trafić w jego tors. Odepchnął broń przeciwnika, jednak ten szybko zaatakował jego ramię. Havroth nie spodziewał się tego i nie zdołał się obronić. Jego ubranie nasiąkało krwią. Młody mężczyzna jednak szybko oprzytomniał i obronił się przed kolejnym ciosem. Zmienił się w psa i skoczył na ramię przeciwnika. Zranił go tak dotkliwie, że wypuścił broń z dłoni.
-Havroth!-Usłyszał krzyk Hugona. Pies spojrzał na niego. Wskazał szybko pomiędzy atakami przeciwnika na rzekę. Okazało się, że Namida przeszła na drugą stronę mostu bez konsultacji tego z kimkolwiek. Wymierzyła szybko i puściła cięciwę. Najwyraźniej chybiła, ponieważ ponownie naciągnęła cięciwę ze strzałą. Czworonóg powędrował wzrokiem za przypuszczalnym torze strzały. Okazało się, że celowała w samą dowódczynię. Druga strzała nie chybiła. Wbiła się w prawy bok kobiety. Blondynka była wyraźnie z siebie zadowolona. Trevin i reszta również zaczęli krzyczeć do niej z gratulacjami. Havroth zauważył przed wszystkimi, że do dziewczyny zbliża się mężczyzna z ogromnym mieczem dwuręcznym. Czarny pies ruszył jej na ratunek. Dziewczyna spostrzegła się w ostatniej chwili i próbowała osłonić się ramieniem łuku. Niestety siła mężczyzny była tak duża, że dziewczyna straciła równowagę i wpadła do wody. Chwilę po tym jak niebieskooka zniknęła w rzece zielonooka kudłata bestia wskoczyła za nią do wody i zamieniła się w młodego mężczyznę.
-Nie możemy sobie na to pozwolić-Usłyszeli niski męski głos z namiotu.
-Panie, musimy wziąć to pod uwagę, tym bardziej, że na tych terenach działa ugrupowanie zwane Elitą i na pewno nie pozwoli nam na swobodne działanie-Ten głos należał do młodego mężczyzny, najwyraźniej pełnił rolę stratega w obozie, ponieważ jego cień był wątły.
-Niedorzeczność! Na tych terenach ludzie pracują po to, żeby tacy ludzie jak my mogli nie zajmować się głupotwami tylko ich bronić! Nie są nic warci, poza umiejętnością wypatroszenia ryby nie posiadają żadnej wiedzy, ani strategii, ani na tyle rozumu, żeby przeciwstawić się naszej sile. Nie mówiąc już o odpowiednim pancerzu.
-Pani...-Młody strateg najwyraźniej zwrócił się do kobiety będącej w namiocie-Proszę, rozważ moje słowa...
Zaległa długa cisza. Wszyscy myśleli, że nie padnie żadna odpowiedź, kiedy w końcu usłyszeli kobiecy głos.
-Uważam, że Ortin przedstawił racjonale rozwiązanie sytuacji-W namiocie rozległ się pomruk słyszany nawet na zewnątrz. Kobieta posiadała władczy, pewny i donośny głos-Spokojnie moi drodzy, nie myślcie, że obawiam się garstki chłopów z motykami w rękach, jednak wolę mieć pewność, że nie wystąpi żadna niespodzianka w postaci Elity-Wstała z krzesła i zaczęła się przechadzać-Jeżeli plotki nie są fałszywe nie możemy zlekceważyć ich siły i wpływów. Tym bardziej, że jeżeli dowiedzą się o ataku raz dwa wszystkich ewakuują.
-Co w takim razie Pani proponujesz?-Odezwał się trzeci męski głos.
-Aktualnie wszyscy myślą, że zostaliśmy wysłani tutaj w celu zaatakowaniu mrocznych elfów i w ten sposób stłumieniu zamieszek na granicy. Do granicy jeszcze pół dnia drogi. Jeżeli dotarlibyśmy do granicy i zawrócili w celu ataku podróż wydłuży się nam o jeden dzień drogi. Dodatkowo Elita jeżeli się już coś domyśla zakłada, że tak postąpimy. Dlatego też już jutro zaatakujemy, aby nie zdążyli się ewakuować. Nie wiemy w którą stronę ruszą, prawdopodobnie przez rzekę, ale może się okazać, że garstki ludności ruszą do innych wiosek, aby ostrzec i pomóc w ewakuacji. Dlatego podzielimy się na dwie części i jedna zaatakuje z góry, druga z dołu wioski. Zamkniemy ich na zachodzie i pozostawimy jedynie miejsce do ucieczki za rzekę- tam są tereny nieprzyjazne i równocześnie nie ostrzegą nikogo po drugiej stronie rzeki. W ten sposób będziemy mogli odpocząć i atakować jak zregenerujemy siły...-Po tych słowach usiadła. Wszyscy między sobą zaczęli szeptem rozmawiać o podjętej decyzji. W końcu wstał ktoś i powiedział, że w pełni akceptują wolę swojej Pani i jutro wyruszają aby zniszczyć Alafren.
-Hugon... No chodź, musimy o tym donieść Mike'owi - Szepnął Trevin. Blondyn patrzył jeszcze chwilę na namiot po czym ruszył za mężczyzną.
***
- Twoje przewidywania były słuszne Mike - mówił zielonooki z grozą w oczach - Powodem, iż rozbili tam obóz i nikt nie przybył jest zamiar ataku na nas. Na nasze nieszczęście główna dowódczyni i strateg wierzą w wiadomości jakie doszły o nas do Mortawiru i będą przygotowani na silny opór - kontynuował Hugon dysząc jeszcze po biegu by zawiadomić Mike'a.
Mike zadumał się nad tym chwilę, po czym poszedł do Defra. Musieli przygotować się do szybkiej obrony i ewakuacji. Trevin w tym czasie poszedł do domu, by przygotować się do obrony i przenieść część swoich łuków i zapasy strzał do karczmy. Wkrótce wszyscy byli na nogach i razem ze świtem kolumna uciekinierów czekała tylko na członków Elity mających zapewnić im bezpieczeństwo, gdy wejdą do lasu.
Gdy słońce było już całe nad horyzontem Elita była gotowa. Poza członkami zdeklarowanymi wcześniej doszło sporo ludzi chcących pomóc jako łucznicy. Mike zadecydował, że nikt z poza Elity nie będzie walczył w zwarciu, bo tacy ludzie bardziej by przeszkodzili nie mając żadnego doświadczenia w walce. Ochotniczy strzelcy mieli wycofać się, gdy żołnierze zepchną Elitę do mostu. Plan był taki, aby osłabić ich na tyle, aby dowódca nie chciał gonić ich w lesie i odwołał dalszy atak. Trevin zrobił naprędce kilka strzał zapalających, które miały podpalić wioskę gdy wojsko już przez nią przejdzie. W ten sposób dadzą sygnał dla innych wiosek.
Kiedy wszystko było gotowe Hugon stanął koło Rozalin. Wiedział, że wszyscy z Elity zginą jeżeli tylko coś pójdzie niezgodnie z planem. Popatrzył na każdego po kolei. W żadnej parze oczu nie doświadczył ani krztyny strachu co podniosło go na duchu. Zdawał sobie sprawę, że to właśnie on jest spośród nich wszystkich najbardziej przerażony, ale równocześnie wiedział, że da z siebie wszystko aby obronić Rozalin, a tym samym przyczynić się do tego, że reszta wioski przeżyje.
Stał wpatrując się w horyzont, wyczekując wrogich oddziałów. Ewakuacja rozpoczęła się. Melia i Artemis pomagały w prowadzeniu wozów z dziećmi i starcami. Brakowało kilku starców, którzy uzanli, że ich życie jest już i tak nic nie warte, a dzięki temu, że chwycą za broń uratują resztę. Między nimi pojawił się również jego dziadek zwany Starym Orterem Mike udzielał ostatnich wskazówek osobom spoza Elity. Dosiadał swojego konia i podążał wzdłuż szeregów złożonych z chętnych do obrony. Hugon go nie słuchał, jego krew mocno podburzała go skutecznie niwecząc próby uspokojenia się. Kiedy Mike skończył instruować stanął w szeregu. Każdego serce biło mocno dając znać o nerwowym wyczekiwaniu. Nieliczne konie orały niespokojnie ziemię. Hugon zaczął się zastanawiać w końcu czy jednak nie zmienili planów. Po chwili jednak dostrzegli królewskie wojska na horyzoncie. Mike wysunął się przed szereg i wystawił miecz. Przejechał wzdłuż szeregu, a każdy wyciągnął miecz w jego stronę, aby ostrza zderzyły się. Kiedy przebył całą długość zawrócił wygłaszając krótką przemowę o odwadze i honorze, w celu zahartowania ich ducha.
-Czekajcie aż podejdą na odległość z której zaczną strzelać łucznicy-Powiedział na koniec przemówienia i kiwnął na Trevina, aby przygotował strzałę zapalającą.
***
Namida razem z Havrothem jechali na swoich koniach wzdłuż lasu. Polowanie zaliczali do mało udanych- Udało im się upolować tylko dwa młode lisy. Mimo wszystko Havroth był zadowolony z efektów nauk Trevina. Dzięki nim Namida uratowała go od utraty nogi.
Jechali spokojnie nie świadomi tego co dzieje się w wiosce. Wjechali na pagórek na brzegu lasu i zobaczyli dym, który dopiero co zaczyna ulatywać znad podpalonych dachów wioski. Havroth zaklął, a Namida zakryła na chwilę usta rękoma. Zaraz po tym dostrzegli poruszającą się przez wioskę kolumnę żołnierzy. Nawet z tej strony między budynkami migały barwy Mortawiru. Kolejna strzała podpaliła kolejny dach. Czoło pochodu zbrojnych ścierało się w walce z ledwo dostrzegalnymi w zgiełku obrońcami Alafrenu. Łucznicy strzelali do siebie z obu stron. Jedynym dobrym widokiem była przewaga w celności Alafreńczyków nad Mortawirem, ale wojska stopniowo przesuwały linię obrony bliżej do mostu. Rodzeństwo ruszyło w stronę walczących, Namida wyciągnęła jadąc łuk i gdy byli dość blisko strzeliła kilka razy kładąc dwóch strzelców w niebieskim. Blondynka i czarnowłosy dołączyli do pozostałych i z całą energią jaka w nich tkwiła dali się wchłonąć w wir walki.
***
Hugon wyszedł do przodu przed Rozalin. Szereg się lekko przerzedził i cofnął. Tak jak Mike przewidywał, ochotnicy padli zostawiając puste miejsca. Część ludzi z Elity też traciła już siły. Mike sieknął swym mieczem i popatrzył na Hugona. Był o parę kroków i na szczęście jego broń pozwalała mu wspomagać już szyk przez ciosy kulą w głowy i ataki w ramiona. Hugon również spojrzał na Mike i zrozumiał czemu brązowowłosy szukał jego wzroku. chciał spytać czy da radę jeżeli będzie musiał stanąć jako część linii obronnej. Kiwnął głową.
- Cofnąć się! A wy dwaj odsuńcie i zróbcie miejsce dla Hugona aby dołączył w szyku! - wrzasnął szarooki po czym sam odsunął się trochę na bok.
Hugon stanął w ogniu walki. Szybkimi ruchami manewrował kulą i ostrzem tak dobrze, iż przez chwilę wydawało się, że Mike zaraz będzie mógł dać sygnał do odwrotu. Niestety mimo, iż wojska Mortawiru się przerzedzały szybciej to miały dużą przewagę liczebną. Trevin już od jakiegoś czasu strzelał do łuczników razem z Namidą i kilkoma innymi. Udało im się na tyle dobrze uszczuplić oddział strzelców przeciwnika, że ich czterokrotna przewaga liczebna zamieniła się w trzykrotną mimo, iż sami odnieśli straty. Zawdzięczali to też Rozalin, która co jakiś czas odbijała lecące strzały magią. Niestety magia ją wyczerpała już na tyle, że przestała im pomagać i jedynie tworzyła siekące podmuchy na mieczników, a i to już coraz rzadziej.
- Widzę, że sporo przegapiliśmy-Powiedział Havroth zabijając jednego z przeciwników-Czemu Mortawir atakuje swoich?-Zapytał zupełnie zaskoczony czarnowłosy.
-Nie czas na wyjaśnienia-Powiedział Mike, który bronił się przed atakiem przeciwnika.-Rozalin Ci wszystko wyjaśni idź do niej. Pośpiesz się, bo masz ważną rolę.
-Jasne-Ruszył do kobiety, która właśnie wytworzyła sporą falę zabijając w ten sposób dwóch przeciwników-Co się dzieje?-Zapytał zielonooki czarodziejkę.
-Mortawir zaatakował nas z jakichś powodów. Twoje zadanie to bronić łuczników. Trzymaj wroga razem z Defrem.
-W porządku.-Pobiegł do półelfa - Melduję się - Powiedział na wpół złośliwe do Defra zabijając z zaskoczenia kogoś z Mortawiru.
-To dobrze. Zaczęło się robić nudno-Uśmiechnął się krzywo-Widzę, że łowy będą udane.
-Jak najbardziej-Skoczył na przeciwnika. Zamachnął się. Wróg przyszykował się do obrony. Wtedy Havroth zmienił się w wilka i przegryzł mu gardło. Bez wahania skoczył na kolejnego, który już zamachnął się na czarnego psa. Ten wywrócił się. Havroth zamienił się ponownie w człowieka i przebił pierś mężczyzny. Rozejrzał się. Doświadczenie Elity ścierało się z ogromną przewagą liczebną najeźdźców. Nie miał więcej czasu. Wykonał unik przed ostrzem, które niewiele brakowało a skróciłoby go o głowę. Szybko zmienił się w wilczura. Przeciwnik myślał, że od razu na niego się rzuci, jednak ten stał i na coś czekał. W końcu żołnierz ponownie się zamachnął na niego. Nim opadła jego dłoń pies rzucił się na jego nogi. Chwilę później został zabity przez młot Defra, który zmiażdżył mu klatkę piersiową.
-"Nie powinieneś zabijać mniej boleśnie?"-Zapytał czarnowłosy. W postaci wilka potrafił kontaktować się za pomocą magii umysłu.
-Mówi mi to wilk, który przed chwilą przegryzł przeciwnikowi szyję-Parsknął i oboje rzucili się dalej w wir walki. Zielonooki sparował cios, który miał trafić w jego tors. Odepchnął broń przeciwnika, jednak ten szybko zaatakował jego ramię. Havroth nie spodziewał się tego i nie zdołał się obronić. Jego ubranie nasiąkało krwią. Młody mężczyzna jednak szybko oprzytomniał i obronił się przed kolejnym ciosem. Zmienił się w psa i skoczył na ramię przeciwnika. Zranił go tak dotkliwie, że wypuścił broń z dłoni.
-Havroth!-Usłyszał krzyk Hugona. Pies spojrzał na niego. Wskazał szybko pomiędzy atakami przeciwnika na rzekę. Okazało się, że Namida przeszła na drugą stronę mostu bez konsultacji tego z kimkolwiek. Wymierzyła szybko i puściła cięciwę. Najwyraźniej chybiła, ponieważ ponownie naciągnęła cięciwę ze strzałą. Czworonóg powędrował wzrokiem za przypuszczalnym torze strzały. Okazało się, że celowała w samą dowódczynię. Druga strzała nie chybiła. Wbiła się w prawy bok kobiety. Blondynka była wyraźnie z siebie zadowolona. Trevin i reszta również zaczęli krzyczeć do niej z gratulacjami. Havroth zauważył przed wszystkimi, że do dziewczyny zbliża się mężczyzna z ogromnym mieczem dwuręcznym. Czarny pies ruszył jej na ratunek. Dziewczyna spostrzegła się w ostatniej chwili i próbowała osłonić się ramieniem łuku. Niestety siła mężczyzny była tak duża, że dziewczyna straciła równowagę i wpadła do wody. Chwilę po tym jak niebieskooka zniknęła w rzece zielonooka kudłata bestia wskoczyła za nią do wody i zamieniła się w młodego mężczyznę.
Komentarze
Prześlij komentarz