Rozdział II cz. VII

Havroth siedział i pił z Hugonem piwo gadając głównie na temat różnych dziewczyn w wiosce i poza nią. Był to stały temat do rozmów od 3 lat, niestety Havroth nie miał szczęścia i większość dziewczyn utożsamiało go z typem co nie ma czasu. Innym stałym tematem były treningi. Obaj zielonoocy panowie zgadzali się, że w dzisiejszych czasach, gdy w Elicie przybyło żółtodziobów, przybyło też rabusiów i rzezimieszków. Nawet księgowy musiał zadbać o obronę. Przy tym temacie spojrzeli kilka razy na Namidę, która w tamtej chwili stała obok Artemis i wyglądało na to, że Artemis wykorzystuje swoją przerwę na plotkowanie z nią o chłopakach. Było to dość oczywiste, gdyż kilka razy zaśmiały się patrząc ukradkiem na kilku chłopaków, rozmawiających i żywo gestykulujących przy stole. Artemis miała dużo informacji na temat tego jak dobrymi kandydatami na mężów są dani faceci, ponieważ pracowała jako kelnerka i barmanka, a dodatkowo cały czas była w Elicie. Młody księgowy i kłusownik popatrzyli po sobie.
- Cóż... Jest już w odpowiednim wieku. Dobrze, że Artemis jej pomoże, bo akurat Ci co tam siedzą, to na treningu na dzisiejszym spotkaniu wypadli cienko - powiedział Hugon odczytując myśli Havrotha. Był cały czas w Elicie, więc jak Artemis dawała informacje Namidzie tak on mógł dawać Havrothowi.
- Tak na prawdę nie drażni mnie, że szykuje się przy mnie do poderwania kogoś, tylko to, że ja nie mam nikogo, mimo iż w przeciwieństwie do Ciebie średnio podoba mi się bycie kawalerem - westchnął ciężko mężczyzna i wziął duży łyk piwa.
- Może spróbuj podjechać do innej wioski? Tylko wiesz... Musisz pokazać atuty, więc w twoim przypadku mógłbyś ubrać się w swoją zbroję i niby przyjechać by znaleźć dobrego kupca na wielkiego zwierza. Jak chcesz to pomógłbym Ci i podpowiedział gdzie najlepiej uderzać i do kogo, bo ja jeżdżę dość często. Przynajmniej raz w miesiącu. A powiem Ci, iż w kilku wioskach znajdą się dziewczyny co nie mają chłopa, a mają figurę podobną do Artemis. W jednej wiosce była taka ruda co jak ją widziałem to akurat biegła do świątyni - tutaj dyskretnie wykonał gest imitujący skaczące piersi i puścił oko do Havrotha. - Słyszałem, że nie ma nawet chłopaka, a młodsza ode mnie o 2 lata.
-Wiesz dobrze, że będzie mi ciężko zostawić Namidę nie mówiąc jej gdzie na prawdę jadę - zaczął zrezygnowanym tonem czarnowłosy, ale blondyn zaraz mu przerwał.
- To jej powiedz gdzie jedziesz. Jest już duża, zrozumie.
Namida razem z Artemis właśnie śmiały się z tego co po cichu opowiadała ta starsza, kiedy podeszli do nich dwaj mężczyźni. Jeden mniej więcej w wieku Artemis, a drugi starszy o kilka lat od Namidy.
-Witamy... Możemy postawić Wam drinka?
-Hmmm... No w sumie możecie, ale to ja będę stawiać a Wy płacić.-Puściła oczko i stanęła za ladą.-Tak więc cóż podać?
-Dwa smocze oddechy dla nas, a Panie co sobie zażyczą, to proszę przygotować sobie.
-W porządku.-Artemis szybko przygotowała zamówienie i wszyscy usiedli przy stole. Doskonale bawili się rozmawiając, śmiejąc się wspólnie i pijąc alkohol.
-Havroth... Odwróć się.-Powiedział Hugon widząc co się dzieje za plecami przyjaciela.
-No co jest?-Odwrócił się i zauważył swoją siostrę i Artemis w towarzystwie dwóch mężczyzn.-Co to ma znaczyć?
-Twoja siostra zaczęła szukać sobie męża.
-Takiego?! Przecież... To jakiś... jakiś...-Zaczął szukać odpowiedniego sformułowania.
-Uspokój się... Pewnie tylko zaprosili ją na drinka czy coś... Ja też nie raz tak bajerowałem laski...
-Muszę ją przywołać do...
-Havroth...-Chwycił przyjaciela za ramię, bo już chciał wstać.-Ona jest już duża... Nie możesz ją bronić przed uczuciami do mężczyzn do końca życia.-Młody mężczyzna zamyślił się. On miał rację. Westchnął i ponownie usiadł. Martwił się niejednokrotnie o swoją siostrę- kiedy pracowała w słońcu, kiedy zabierał ją na pierwsze polowanie i teraz, kiedy chciała się ustatkować. Poczuł jakąś pustkę i brak. Czy jego ojciec czuł się tak samo kiedy ich wychowywał? Ile razy miał za złe niepotrzebne nerwy swojemu ojcu, ale czy w tym momencie nie był taki sam?
-Masz rację-Powiedział czarnowłosy.-Zamówmy coś specjalnego u Artemis...
Czas płyną szybko. Havroth razem z przyjacielem rozmawiali na temat różnych sposobów zarobków.
-Wiesz Hugon... Udało mi się upolować Erifa...
-Widziałeś Erifa?!-Zapytał blondyn zszokowany i aż odstawił kufel.-Ale... Wiesz czym one są, prawda?
-Noo... To są konie z podziemia...
-Nie o to chodziło... To zły omen... Zwiastuje nieszczęście...-Tym razem kufel Havrotha zatrzymał się w połowie drogi do ust.
-O jakie nieszczęście chodzi?
-Nie wiem... Wyczytałem to w pierwotnym języku ludzi, ale nie udało mi się rozszyfrować co to za nieszczęście...-Brat Namidy wzruszył ramionami.
-I tak nie wierzę w takie rzeczy. Erif to Erif- koń, tylko zmieniony podziemną magią.

***

Havroth wrócił do domu. Namidę zostawił Artemis wierząc, że jako bardziej doświadczona w kontaktach z klientami karczmy kobieta nie dopuści aby coś się jej stało. Ledwo zdążył zdjąć buty i weszła naburmuszona niebieskooka.
- Co się stało? Myślałem, że chciałaś jeszcze zostać - powiedział gdy minęła go idąc do góry.
- To były zwykłe dranie. Dobrze, że Artemis robiła mnie i sobie drinki z małą zawartością alkoholu, bo po takiej ilości jaką mi postawili, nie zauważyłabym jak się gapią na moje biodra kiedy odbieram z baru ich zamówienie.
Havroth odetchnął z ulgą jednocześnie ciesząc się, że nie pomylił się odnośnie Artemis. powoli zebrali się do spania gdyż musieli jutro wcześnie wstać by zdążyć na ostatnie w tym roku targi trwające do południa. Potem kupcy jechali do kolejnej wioski, a po niej był tylko jeden przystanek przed terytorium orków i wyjazd do Mortawiru.

***

Następnego ranka rodzeństwo zebrało się szybko sprzedali jeszcze parę wyrobów Namidy i część plonów która nie była im potrzebna. Potem wstąpili do Trevina po zapas strzał i wrócili do domu. Blondwłosa zabrała się za przygotowanie obiadu i prowiantu na polowanie, a Havroth przygotował wyposażenie oraz sprawdził wszystko co mogło się popsuć, rozpaść, albo po prostu było stare

Komentarze

  1. Musisz mi opisać w skrócie całą fabułę, bo nie dam rady tyle przeczytać :D

    znalazłam kilka błędów, np naprawdę - to pisze się razem. Dodatkowo za dużo masz słówek które przeszkadzają w czytaniu dynamicznym; np iż, mimo. Jest też kilka sytuacji, gdzie osoba jest z góry określona, a i tak dodajesz niepotrzebne akcenty na osobę.
    Mam nadzieję, że nie gniewasz się za te uwagi, ale naprawdę ładnie piszesz i jestem pewna, że jeśli to udoskonalisz będzie jeszcze lepiej :)



    Ach, i tak, kotka Kuleczka była moja, jednak przez kolor sierści długo nie żyła (9 lat) na tym świecie pełnym przesądów...

    Ściskam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I część III

Rozdział II cz. 3

Rozdział III cz. I