Rozdział II cz. VI
Po wielce udanych dla Havrotha transakcjach udało mu się sprzedać całego Efira łącznie ze szkieletem i całym mięsem. Oczywiście z mięsem szło najtrudniej, bo musiał znaleźć więcej niż jednego zainteresowanego. W końcu znalazł i właśnie szedł do domu po dostarczeniu towaru do ostatniej wymiany handlowej. Mając świadomość jak wielkie ma pieniądze na początku chciał kupić wszystko co było potrzebne lub mogło się przydać w domu i na polowaniu, ale nim doszedł od karczmy do rynku już oprzytomniał i w rezultacie postanowił odłożyć większość pieniędzy. Kupił jedynie sobie nowe buty, a Namidzie pas z doczepianą torbą. To akurat było potrzebne na polowania, od których powodzenia zależało ile mogli zyskać na zdobyczach.
W domu zastał pustkę, gdyż wychodził w tym samym czasie co niebieskooka szła na trening. Spodziewał się jej za godzinę, więc zabrał się za przygotowanie jej wiader z wodą. Wlał wody do garnka postawił na piecu i patrzył jak w nim płonie drewno. Zastanawiał się co zrobić z tymi pieniędzmi i gdzie je schować aby nie naszła ani jego ani Namidy pokusa kupowania czegoś co nie będzie na prawdę potrzebne. Zdecydował, że schowa je w pokoju po Sywerze. Żadne z nich nie chodziło tam, nie tylko ze względu na brak potrzeby ale i na brak chęci. Mimo upływu czasu puste łóżko i biurko kojarzyły się nadal ze stratą.
Havroth otrząsnął się i poszedł szybko schować pieniądze, po czym prędko wyszedł z pomieszczenia. Woda zawrzała, więc ściągnął garnek i postawił w łaźni.
-Już jestem!-Oznajmiła swój powrót blondynka wchodząc do domu. Bolały ją ręce od strzelania z łuku i nogi od biegania. Dzisiaj ćwiczyła nie tylko strzelanie z łuku, ale również bieganie i zręczność. Ostatnio troszkę przytyła co ucieszyło jej nauczyciela, natomiast sama dziewczyna nie widziała powodu do zachwytu. Mimo, że jej brzuch był teraz po prostu idealnie płaski, a nie aż lekko wklęsły uważała, że jest już niebezpiecznie gruba. Zawsze miała obsesje na punkcie swojej sylwetki. Dbała o siebie i swoje wcięcia czasami aż przesadnie. Mimo wszystko zdawała sobie sprawę, że musi się z tym pogodzić. Kiedy już znalazła się w łaźni rozebrała się i spojrzała w lustro. Widziała roztrzepaną dziewczynę, brudną od treningu oraz obolałą. Jej sylwetka była teraz bardziej... przygotowana na przetrwanie. Obejrzała całą siebie jeszcze raz i stwierdziła, że wcale nie wygląda aż tak źle jak to sobie wyobrażała. No może poza nosem. Nigdy się jej nie podobał... I ustami... Były za wąskie... I skórą... Była bardzo blada... I uszy jakieś takie odstające się wydawały... A piersi? "Oszukuję sama siebie. Daleko mi do ideału..."-Potrząsnęła głową, żeby odgonić te złe myśli. "Może nie wyglądam zbyt zachwycająco, ale potrafię dobrze gotować, szyć, opiekować się domem... No i mimo wszystko uwielbiam swoje nogi." Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Teraz wyglądała o wiele, wiele lepiej. Zabrała się za szorowanie swojego ciała. Nie lubiła szorstkiego materiału, który służył jej do kąpieli, jednak była świadoma, że bez niego nie domyłaby się.
Odświeżona wyszła z łazienki i uśmiechnęła się do Havrotha, który przeliczał pieniądze.
-Widzę, że sporo zarobiłeś... Starczy nam do przyszłego roku?
-Żartujesz sobie? Nie mieliśmy tyle pieniędzy od śmierci ojca. Starczy nam to na wyżywienie na dwa lata.-Uśmiechnął się szeroko. Dzięki temu może w końcu uda im się wrócić do standardów sprzed śmierci ich opiekuna.-Bynajmniej...-Wszystko schował do sakwy.-Schowam to, żebyśmy nie roztrwonili. Czy masz coś jeszcze do sprzedaży?
-Pojutrze pójdę sprzedać przetwory, ale poza tym to już wszystko.
-Hmmm... Dobrze, w takim razie po odjeździe kupców pójdziemy znów na polowanie. A teraz...-Wyciągnął pas.-Stwierdziłem, że się Tobie przyda.
Namida uważnie przyjrzała się prezentowi. Był zrobiony przez wysokiej klasy fachowca.
-Havroth... To na pewno było drogie...
-Owszem, ale musimy w Ciebie trochę zainwestować. Nowy pas jest Ci potrzebny, tamten już jest zniszczony. Do tego chcę Ci kupić nowy łuk, taki do prawdziwych polowań.-Wyszczerzył do niej zęby.
-Dziękuję braciszku...-Uściskała go mocno i od razu pobiegła na górę. Havroth wiedział, że w ten sposób chciała ukryć łzy szczęścia.
***
Następnego dnia blondwłosa od samego rana zajęła się zbieraniem plonów na przetwory. Chciała zebrać ich jak najwięcej zanim słońce osiągnie zenit. Tego dnia Havroth obudził się wyjątkowo wcześnie. Widząc swoją siostrę pracującą w polu postanowił, że jej pomoże. Ubrał się, przemył twarz i zjadł szybko pajdę chleba zagryzając ją kawałkiem mięsa kończąc swoje śniadanie już w drodze do niebieskookiej.
-Widzę, że dzisiaj szybko wstałeś.-Powiedziała uszczypliwie.
-Za to Ty jak zwykle od rana złośliwa...-Odciął się jej, a Namida zaczęła się śmiać.
-Przyszedłeś pomóc?
-Jasne... Daj tyko dokończyć jeść
-No to skończ i pomóż mi z tą grządką-Wskazała z którą.-Może uda się wszystko zebrać zanim zmusisz mnie do powrotu do domu.
-Nie poganiaj mnie. Zdążymy tylko daj mi spokojnie zjeść - powiedział czarnowłosy i wrócił do kuchni po kolejną kanapkę.
Zbieranie plonów skończyło się jak zwykle tak samo. Blondwłosa nie chciała iść do cienia, a zielonooki w końcu zabrał jej koszyk, żeby nie zbierała więcej na słońcu. Potem ona zajęła się przebraniem co na obiad dziś, a co do spiżarni, będącej szafką z grubymi ściankami w kącie kuchni, a on dokończył zbiory i wkrótce doniósł jej swój koszyk.
- Nami? - zaczął brat siadając po drugiej stronie stołu.
- Tak?
- Co powiesz, żebyśmy potrenowali dziś razem?
- Hmm... A w jaki sposób? - powiedziała oglądając jabłka
- Moglibyśmy potrenować zwinność. Np. wchodząc na drzewa i wykonując różne zwody i uniki.
- Dobrze... Ale najpierw skończę przygotowywanie kosza z rzeczami na sprzedaż. Potem zaczniemy trening wracając od kupców, dobrze?
- Niech będzie - powiedział Havroth podwędzając jedno z jabłek i uciekając do swojego pokoju.
Gdy trening się rozpoczął, szybko to przybrało formę zawodów. Większość uskoków, fikołków i przewrotów niebieskooka wykonywała na równym poziomie z bratem, ale wchodzenie na drzewo sprawiło jej większą trudność. Miała słabsze ręce i w tym przypadku trudno było to zrekompensować innym atrybutem. Po powrocie spierali się kto pierwszy będzie się mył, ale Namida przechytrzyła Havrotha, podbierając wodę z pieca nim on się spostrzegł. Kiedy oboje się umyli słońce już zaszło pozostawiając jeszcze różnokolorowe niebo. Niebieskooka zabrała się za sprawdzenie swojego sprzętu. Jutro razem ze swoim trenerem mieli urządzić sobie zawody. Dziewczyna od początku zdawała sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans z Trevinem, jednak chciała wykazać się swoimi nabytymi umiejętnościami. Dodatkowo jeszcze po treningu była umówiona z miejscowym lekarzem w celu sprawdzenia jej mięśni. Czuła się niezbyt komfortowo, ponieważ została do tego zmuszona przez swojego trenera, a nie podobało się jej ocenianie niedoskonałości jej ciała przez lekarza. Mimo wszystko cieszyła się, że może powiedzieć z czystym sumieniem, że zrobiła wszystko, aby jej mięśnie były idealne. Uśmiechając się sama do siebie zdejmując sukienkę, a potem bieliznę. Po swoim treningu spotkali Hugona i razem z jej bratem umówili się na jutro w karczmie. Zamyśliła się przez moment nad tym. Hugon był miejscowym księgowym. Znał litery, potrafił czytać i pisać. Jego wygląd też był przyzwoity. Posiadał blond włosy sięgające mu do początku uszu, które rozsypywały się po całej głowie złocistymi falami. Oczy miał zielone, jednak były to oczy zupełnie innego odcieniu niż oczy jej brata. Sylwetkę miał smukłą, a mięśnie lekko widoczne. Widać było, że więcej czasu poświęca przeglądając zakurzone księgi niż trenując walkę. Przyjrzała się uważnie swojemu ciału w toaletce, którą otrzymała po matce. Tak, z pewnością posiadała kobiece kształty. Mimo, że nie miała zbyt dużych piersi nadrabiała biodrami. Melia często dawała jej wskazówki jak mogłaby podkreślać swoje kobiece kształty. Dotknęła delikatnie swoich ust. Może by tak zacząć rozglądać się za mężem? Zdecydowała, że jutro pójdzie razem z Havrothem na spotkanie z Hugonem. W końcu jest już w odpowiednim wieku do szukania sobie męża. Kto wie, może uda się jej znaleźć go właśnie w karczmie podczas poszukiwań swojej żony? Szybciutko ubrała się i wskoczyła do łóżka. Zdecydowała że po tym treningu przyjdzie do domu i wyszykuje się stosując do wszystkich wskazówek Melii, aby wyglądać idealnie.
W domu zastał pustkę, gdyż wychodził w tym samym czasie co niebieskooka szła na trening. Spodziewał się jej za godzinę, więc zabrał się za przygotowanie jej wiader z wodą. Wlał wody do garnka postawił na piecu i patrzył jak w nim płonie drewno. Zastanawiał się co zrobić z tymi pieniędzmi i gdzie je schować aby nie naszła ani jego ani Namidy pokusa kupowania czegoś co nie będzie na prawdę potrzebne. Zdecydował, że schowa je w pokoju po Sywerze. Żadne z nich nie chodziło tam, nie tylko ze względu na brak potrzeby ale i na brak chęci. Mimo upływu czasu puste łóżko i biurko kojarzyły się nadal ze stratą.
Havroth otrząsnął się i poszedł szybko schować pieniądze, po czym prędko wyszedł z pomieszczenia. Woda zawrzała, więc ściągnął garnek i postawił w łaźni.
-Już jestem!-Oznajmiła swój powrót blondynka wchodząc do domu. Bolały ją ręce od strzelania z łuku i nogi od biegania. Dzisiaj ćwiczyła nie tylko strzelanie z łuku, ale również bieganie i zręczność. Ostatnio troszkę przytyła co ucieszyło jej nauczyciela, natomiast sama dziewczyna nie widziała powodu do zachwytu. Mimo, że jej brzuch był teraz po prostu idealnie płaski, a nie aż lekko wklęsły uważała, że jest już niebezpiecznie gruba. Zawsze miała obsesje na punkcie swojej sylwetki. Dbała o siebie i swoje wcięcia czasami aż przesadnie. Mimo wszystko zdawała sobie sprawę, że musi się z tym pogodzić. Kiedy już znalazła się w łaźni rozebrała się i spojrzała w lustro. Widziała roztrzepaną dziewczynę, brudną od treningu oraz obolałą. Jej sylwetka była teraz bardziej... przygotowana na przetrwanie. Obejrzała całą siebie jeszcze raz i stwierdziła, że wcale nie wygląda aż tak źle jak to sobie wyobrażała. No może poza nosem. Nigdy się jej nie podobał... I ustami... Były za wąskie... I skórą... Była bardzo blada... I uszy jakieś takie odstające się wydawały... A piersi? "Oszukuję sama siebie. Daleko mi do ideału..."-Potrząsnęła głową, żeby odgonić te złe myśli. "Może nie wyglądam zbyt zachwycająco, ale potrafię dobrze gotować, szyć, opiekować się domem... No i mimo wszystko uwielbiam swoje nogi." Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Teraz wyglądała o wiele, wiele lepiej. Zabrała się za szorowanie swojego ciała. Nie lubiła szorstkiego materiału, który służył jej do kąpieli, jednak była świadoma, że bez niego nie domyłaby się.
Odświeżona wyszła z łazienki i uśmiechnęła się do Havrotha, który przeliczał pieniądze.
-Widzę, że sporo zarobiłeś... Starczy nam do przyszłego roku?
-Żartujesz sobie? Nie mieliśmy tyle pieniędzy od śmierci ojca. Starczy nam to na wyżywienie na dwa lata.-Uśmiechnął się szeroko. Dzięki temu może w końcu uda im się wrócić do standardów sprzed śmierci ich opiekuna.-Bynajmniej...-Wszystko schował do sakwy.-Schowam to, żebyśmy nie roztrwonili. Czy masz coś jeszcze do sprzedaży?
-Pojutrze pójdę sprzedać przetwory, ale poza tym to już wszystko.
-Hmmm... Dobrze, w takim razie po odjeździe kupców pójdziemy znów na polowanie. A teraz...-Wyciągnął pas.-Stwierdziłem, że się Tobie przyda.
Namida uważnie przyjrzała się prezentowi. Był zrobiony przez wysokiej klasy fachowca.
-Havroth... To na pewno było drogie...
-Owszem, ale musimy w Ciebie trochę zainwestować. Nowy pas jest Ci potrzebny, tamten już jest zniszczony. Do tego chcę Ci kupić nowy łuk, taki do prawdziwych polowań.-Wyszczerzył do niej zęby.
-Dziękuję braciszku...-Uściskała go mocno i od razu pobiegła na górę. Havroth wiedział, że w ten sposób chciała ukryć łzy szczęścia.
***
Następnego dnia blondwłosa od samego rana zajęła się zbieraniem plonów na przetwory. Chciała zebrać ich jak najwięcej zanim słońce osiągnie zenit. Tego dnia Havroth obudził się wyjątkowo wcześnie. Widząc swoją siostrę pracującą w polu postanowił, że jej pomoże. Ubrał się, przemył twarz i zjadł szybko pajdę chleba zagryzając ją kawałkiem mięsa kończąc swoje śniadanie już w drodze do niebieskookiej.
-Widzę, że dzisiaj szybko wstałeś.-Powiedziała uszczypliwie.
-Za to Ty jak zwykle od rana złośliwa...-Odciął się jej, a Namida zaczęła się śmiać.
-Przyszedłeś pomóc?
-Jasne... Daj tyko dokończyć jeść
-No to skończ i pomóż mi z tą grządką-Wskazała z którą.-Może uda się wszystko zebrać zanim zmusisz mnie do powrotu do domu.
-Nie poganiaj mnie. Zdążymy tylko daj mi spokojnie zjeść - powiedział czarnowłosy i wrócił do kuchni po kolejną kanapkę.
Zbieranie plonów skończyło się jak zwykle tak samo. Blondwłosa nie chciała iść do cienia, a zielonooki w końcu zabrał jej koszyk, żeby nie zbierała więcej na słońcu. Potem ona zajęła się przebraniem co na obiad dziś, a co do spiżarni, będącej szafką z grubymi ściankami w kącie kuchni, a on dokończył zbiory i wkrótce doniósł jej swój koszyk.
- Nami? - zaczął brat siadając po drugiej stronie stołu.
- Tak?
- Co powiesz, żebyśmy potrenowali dziś razem?
- Hmm... A w jaki sposób? - powiedziała oglądając jabłka
- Moglibyśmy potrenować zwinność. Np. wchodząc na drzewa i wykonując różne zwody i uniki.
- Dobrze... Ale najpierw skończę przygotowywanie kosza z rzeczami na sprzedaż. Potem zaczniemy trening wracając od kupców, dobrze?
- Niech będzie - powiedział Havroth podwędzając jedno z jabłek i uciekając do swojego pokoju.
Gdy trening się rozpoczął, szybko to przybrało formę zawodów. Większość uskoków, fikołków i przewrotów niebieskooka wykonywała na równym poziomie z bratem, ale wchodzenie na drzewo sprawiło jej większą trudność. Miała słabsze ręce i w tym przypadku trudno było to zrekompensować innym atrybutem. Po powrocie spierali się kto pierwszy będzie się mył, ale Namida przechytrzyła Havrotha, podbierając wodę z pieca nim on się spostrzegł. Kiedy oboje się umyli słońce już zaszło pozostawiając jeszcze różnokolorowe niebo. Niebieskooka zabrała się za sprawdzenie swojego sprzętu. Jutro razem ze swoim trenerem mieli urządzić sobie zawody. Dziewczyna od początku zdawała sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans z Trevinem, jednak chciała wykazać się swoimi nabytymi umiejętnościami. Dodatkowo jeszcze po treningu była umówiona z miejscowym lekarzem w celu sprawdzenia jej mięśni. Czuła się niezbyt komfortowo, ponieważ została do tego zmuszona przez swojego trenera, a nie podobało się jej ocenianie niedoskonałości jej ciała przez lekarza. Mimo wszystko cieszyła się, że może powiedzieć z czystym sumieniem, że zrobiła wszystko, aby jej mięśnie były idealne. Uśmiechając się sama do siebie zdejmując sukienkę, a potem bieliznę. Po swoim treningu spotkali Hugona i razem z jej bratem umówili się na jutro w karczmie. Zamyśliła się przez moment nad tym. Hugon był miejscowym księgowym. Znał litery, potrafił czytać i pisać. Jego wygląd też był przyzwoity. Posiadał blond włosy sięgające mu do początku uszu, które rozsypywały się po całej głowie złocistymi falami. Oczy miał zielone, jednak były to oczy zupełnie innego odcieniu niż oczy jej brata. Sylwetkę miał smukłą, a mięśnie lekko widoczne. Widać było, że więcej czasu poświęca przeglądając zakurzone księgi niż trenując walkę. Przyjrzała się uważnie swojemu ciału w toaletce, którą otrzymała po matce. Tak, z pewnością posiadała kobiece kształty. Mimo, że nie miała zbyt dużych piersi nadrabiała biodrami. Melia często dawała jej wskazówki jak mogłaby podkreślać swoje kobiece kształty. Dotknęła delikatnie swoich ust. Może by tak zacząć rozglądać się za mężem? Zdecydowała, że jutro pójdzie razem z Havrothem na spotkanie z Hugonem. W końcu jest już w odpowiednim wieku do szukania sobie męża. Kto wie, może uda się jej znaleźć go właśnie w karczmie podczas poszukiwań swojej żony? Szybciutko ubrała się i wskoczyła do łóżka. Zdecydowała że po tym treningu przyjdzie do domu i wyszykuje się stosując do wszystkich wskazówek Melii, aby wyglądać idealnie.
Komentarze
Prześlij komentarz