Rozdział II cz.1

Blond włosa dziewczyna stała nad kamieniem, na którym było wyryte:"tu spoczywa Sywer Vateris, który poległ chroniąc mieszkańców tych ziem". Od czasu śmierci jej ojca minęły 4 lata. Sama dziewczyna miała już 16 lat i nabrała kobiecych kształtów. Natura nie obdarzyła ją obfitym biustem, natomiast posiadała pełne biodra i zgrabne nogi. Jej skóra nadal pozostała bardzo blada. Oczy posiadała już bardziej doświadczone przez życie, nadal wesołe, jednak czasami zdradzały przygnębienie. Pogodziła się już ze śmiercią ojca, chociaż było i jej i Havrothowi ciężko. Ściągnęła kaptur i burza złotych jak zboże włosów rozsypała się w koło. Przez ten czas sporo jej urosły, teraz posiadała włosy do pasa. Spojrzała na słońce, które już zaczęło wschodzić. Zdecydowała, że już czas wrócić do domu. Ruszyła w jego stronę.
Przyzwyczaiła się do tego, że wstawała przed wschodem słońca. Jej ojciec zawsze chronił ją przed nadmiarem promieni słonecznych i brat przejął to zadanie. Westchnęła. Jej brat przejął sporą część obowiązków po jej ojcu. Zrezygnował z udziału w Elicie niedługo po jego śmierci. Namida nie ukrywała, że cieszył ją ten fakt, ponieważ nie musiała aż tak bardzo się o niego martwić.
Otworzyła furtkę. Przed domem rosły różne kwiaty, głównie lilie. Nie za bardzo za nimi przepadała, jednak one były tam od zawsze, podobno jeszcze zanim jej matka zmarła. Postanowiła więc tego nie zmieniać. Weszła do domu i przeszła długim korytarzem do kuchni, która była po lewej stronie. Umyła dłonie w miednicy, którą napełnił późnym wieczorem Havroth i zabrała się za przygotowanie posiłku sobie i bratu. Ukroiła sobie dwa kawałki chleba. Dawniej jadała tylko jeden, jednak od kiedy Trevin zdecydował, że czas zacząć strzelać z dłuższego łuku została zmuszona jadać więcej i to jej trener układał jej jadłospis analizując co ma w spiżarni. Dzisiaj miała zjeść chleb ze śmietaną i pomidorem.
Kiedy skończyła szykować jedzenie zdecydowała, że nie będzie czekała na brata, ponieważ nie zdąży zrobić to, co na dziś zaplanowała w ogrodzie. Za dwa dni mają przez ich wioskę przejeżdżać wędrowni kupcy. Co roku zbierała płatki róż i sprzedawała je pozostawiając sobie tyle, aby przyrządzić samej sobie kosmetyki starczające do przyszłego roku. Podobno kobiety w Mortawirze chwaliły sobie kosmetyki z jej kwiatów.
Zaczęła jeść rozmyślając jak może wyglądać Mortawir. Najczęściej wyobrażała sobie olbrzymie łąki, które były bogato zdobione kwiatami. Czasami myślała, że jest to skraj lasu, który jest obsiany polami uprawnymi. Jeszcze innym razem myślała, że jest to jedno wielkie ogromne miasto. Artemis, która pracowała w karczmie Mike'a pochodziła stamtąd. Kiedy blondwłosa pytała ją jaki jest Mortawir w odpowiedzi słyszała jedynie: "wyjątkowy". To ją tylko utwierdzało w przekonaniu, że jest piękny. Już nie mogła się doczekać aż kupcy przyjadą. Jesienią poprosiła tego, któremu co roku sprzedaje płatki róż, żeby przywiózł jej obraz, na którym będzie Mortawir.
Skończyła jeść. Pozmywała szybciutko po sobie i ruszyła do ogrodu.

***

Havroth wstał dość późno. Namida ostatnio jadała o w miarę regularnych godzinach, więc śniadanie zjadł sam, a jego siostra w tym czasie już pracowała w ogrodzie.
Sam miał zaplanowane spotkanie gdy słońce będzie w zenicie i z tego powodu się bardzo śpieszył. Wybiegł z domu zaopatrzony w miecz dwuręczny i torbę, którą przygotował wczorajszego wieczoru. Miał spotkać się z Mike'iem w jego karczmie.
Od czasu kiedy wrócili do swojego domu umówił się że będzie przynajmniej raz na trzy dni przychodził i rozmawiał o tym co się u nich dzieje. Było to zabezpieczenie gdyby jednak życie w domu, w którym mieszkali z ojcem było zbyt trudne. Obecnie Mike po prostu chce być pewnym, że nic się nie dzieje u nich, bo poważnie traktuje wolę Sywera, a ani Havroth, ani Namida zbyt często nie przychodzą sami z siebie. Nie chce częściej spotkań, bo stara się też dać im trochę swobody, aby nie poczuli się traktowani jak zupełne dzieci. W końcu Havroth już jest w wieku, w którym wielu ma już własne dzieci, a Namida mogła by zacząć szukać męża.
Gdy zielonooki wszedł do karczmy, brązowowłosy stał za barem i wycierał kufel. Widząc młodego mężczyznę odłożył kufel i ścierkę na blat i zaprosił go gestem do jednego ze stolików przy którym siedli.
- Co tam u was Hav? - Spytał karczmarz uważnie przyglądając się rozmówcy.
- U Namidy całkiem dobrze - Havroth nie wyglądał zbyt dobrze, a zwłaszcza jego worki pod oczami. To nie robiło zbyt dobrego wrażenia na Mike'u - Dzięki temu, że Trevin ze względu na polepszenie jej wyników na treningach ingerował w jej dietę, w końcu nabrała trochę mięśni i śpi też dużo lepiej od jakiegoś czasu. Mi się niestety nie wiem czemu ostatnio pogorszyło ze snem. Może to wina tego, że przez ostatnie parę tygodni prawie codziennie chodziłem na polowania. prawie tydzień temu złapałem dwie sarny i przestałem tak chodzić, ale nie mogę spać teraz.
- Rozumiem...-Mike przez moment zamyślił się.- Co powiesz na melisę przed snem?-Zapytał przypominając sobie, że rośnie w ogródku Namidy.-Na pewno Ci nie zaszkodzi, a może pomóc. Do tego jeszcze zbierz trochę lawendy do woreczka i powieś koło łóżka. Myślę, że Tobie pomoże...
- Hmm... Nigdy nie miałem zaufania do wieszania amuletów... - zaczął Havroth, ale Mike szybko mu przerwał wyjaśniając o co chodzi.
- Zupełnie źle to rozumiesz... Lawenda wydziela zapach, który pomaga się uspokoić. Dla tego jak wrócisz do domu masz poprosić Namidę aby Ci pomogła zrobić napar z melisy i zrobiła coś z lawendą, aby ułatwić Ci zasypianie - karczmarz spojrzał przez drzwi na przechodniów i zamyślił się na chwilę. Młodszy z nich przeczesał włosy ręką zastanawiając się czy zioła mu pomogą, a jeżeli tak to jak długo będzie musiał je stosować nim uda mu się zasnąć bez nich.
-Hav. Czy myślisz, że mógłbyś spróbować zabrać Namidę na takie polowanie jak kiedyś chodziłeś z Sywerem? - powiedział zwracając do niego swoje szare tęczówki.
Havroth zastanawiał się już wcześniej nad tym ale zawsze stwierdzał, że skoro to co sam upoluje wystarcza, to nie ma potrzeby angażować w to swojej siostry. Jednak wiedział że zwykłe treningi nie wystarczą, aby przygotować ją odpowiednio do wykorzystania umiejętności w walce, a poza tym za skórę jakiejś bestii z lasu na wschodzie dostaną więcej niż za kilka placków z jagodami, lub dynią. Skoro nawet Mike to proponował, to może faktycznie czas dać jej szansę w kłusownictwie.
- Zastanawiałem się już nad tym. I teraz myślę, że kiedy ja się wyśpię, to zabiorę ją za Argileę. Tam czasami da się spotkać zwierzęta o naprawdę wysokiej cenie za jakiekolwiek trofea z nich zrobione. Trzy lata temu upolowałem tam błękitnego wilka, który był tak wielki jak ja w psiej formie. I nie mówię tylko o wysokości... Bydle było naprawdę silne. Za całego dostaliśmy z ojcem jakieś 90 złotych monet, jeżeli pamięć mnie nie myli - powiedział lekko zapalony już do ponownych łowów.
- Myślę, że od razu na takie bestie lepiej jej nie brać, ale z czasem na pewno będzie to możliwe. Trevin dobrze trenuje swoich podopiecznych, więc może już na drugich łowach będziecie mogli tam zapolować, ale obawiam się o wasze bezpieczeństwo, więc proszę nie idź z nią tam od razu - wstrzymał Mike zielonookiego.
- Dobrze. W takim razie ja już pójdę i spytam Nami o te zioła. Lemisa i Walenda...? A! Melisa i Lawenda, tak?
- Tak... Uważajcie na siebie. Przekaż Namidzie, że na koniec tego miesiąca w karczmie będzie zabawa z okazji święta młodych wojowników i macie obydwoje specjalne zniżki u mnie. W razie co zgłaszajcie się u mnie lub Artemis, bo te dwie młode kelnerki mogą nie kojarzyć, lub zapomnieć o tym. Aha... Havroth...Co do tych młodych kelnerek. Jakby co to ubierz albo czerwoną, albo niebieską koszulę - powiedział do niego gdy już się zebrał do wyjścia i mrugnął porozumiewawczo.
-Jasne-Uśmiechnął się. Od dawna szukał kobiety, z którą mógłby wziąć ślub. Jednak nie było to wcale takie łatwe. Wyszedł z karczmy i ruszył do domu.
Kiedy był najlepszy czas na rozpoczęcie poszukiwań sobie żony on był zajęty Elitą i domem. Próbował sporo razy zbudować związek, jednak najczęściej to kobieta oburzona, że nie ma dla niej nigdy czasu go kończyła. Teraz, kiedy odszedł z Elity było już za późno. Większość z jego rówieśniczek znalazło już sobie męża, a tą pozostałą garstką nie był zainteresowany. Wśród tych kobiet była Artemis. Przystanął na moment. Ona jest od niego o rok starsza i nadal nie ma partnera. Czarnowłosy zamyślił się przez moment. Było to dziwne, biorąc pod uwagę to, że była urodziwa. A gdyby tak...
Havroth potrząsnął głową. On i Artemis? Musiał by być naprawdę zdesperowany, aby wziąć z nią ślub! Mało tego, jak teraz musi być zdesperowany, że w ogóle wpadł na taki pomysł?! Prychnął wyobrażając sobie jak ona odmawia oświadczyn, by po chwili wstać i się z niego naśmiewać. Tak, to była cała Artemis...
Rozmyślając tak dotarł do domu. Namidy nie było, prawdopodobnie poszła na trening. Wszedł za furtkę i spojrzał na lilie. Lubił je, zawsze dodawały uroku temu miejscu. Mama też je uwielbiała, tak jak róże na ogrodzie. Przyjemnie kojarzyły mu się oba te gatunki kwiatów. Wszedł do kuchni, gdzie ku jego zdumieniu stał już gotowy obiad, a obok niego strzała. Namida zawsze kładła strzałę w widocznym miejscu, kiedy nie było go w domu, aby wiedział, gdzie ona jest. Uśmiechnął się sam do siebie. Usiadł i zabrał się za jedzenie zupy jeżynowej. Jak był mały nie przepadał za nią, nawet Aria nie przekonała go do tej zupy. Jednak zupa Namidy przekonała go. Musiał jej przyznać, potrafiła bardzo dobrze gotować. Danie było jeszcze ciepłe, wnioskował z tego, że Namida wyszła niedawno.
Na drugie danie dziewczyna przygotowała kurczaka. Havroth uśmiechał się w duchu przypominając sobie sytuację sprzed kilku dni. Po otwarciu drzwi ujrzał zasmuconą blondynkę, a za nią Trevina trzymającego w rękach martwego kurczaka. Okazało się, że dla żartów powiedział jej, że jak trafi z łuku w zwierzę to w nagrodę może je zabrać do domu. Ku zdumieniu obojgu Namida trafiła za pierwszym razem zabijając od razu kurczaka. Trevin wtedy zaczął na nią krzyczeć, a sama Namida była przerażona zaistniałą sytuacją.
Skończył jeść zupę i zabrał się za tego kurczaka. Był idealnie przyrządzony. On musiał go oskubać i przyszykować mięso do gotowania, jednak niebieskooka sama go upiekła.
Kiedy najadł się ruszył do ogrodu. Postanowił, że skoro nie ma Namidy to może podlać rośliny, które były na polu. Zebrali już fasolę, porzeczki, czereśnie i pierwszą sałatę, z której dziewczyna zrobiła sałatkę.
Oczywiście zdążyła pomiędzy treningami, sprzątaniem, gotowaniem, dbaniem o ogród, szykowaniem plonów do handlu jeszcze zrobić przetwory z owoców. Przyszykowała również fasolę, aby starczyła im na całą zimę. Havroth westchnął nabierając do wiadra wodę ze studni. Ta dziewczyna była chuda, delikatna i miała w sobie pełno energii.
Z okazji, że potem nie miał zbyt dużo do roboty, nim jego siostra wróciła zabrał się za przygotowanie ekwipunku na polowanie. Spodziewał się, że już następnej nocy będą wyruszać do lasu położonego na południowym wschodzie. Nie był to wielki kawał lasu, ale co jakiś czas dało się tam spotkać dzika, wilka, oczywiście masę królików i zajęcy, a czasami nawet sarnę, lub jelenia.

Komentarze

  1. No ładnie ciśniecie ;) Będę zaglądał linka tylko na GG dawajcie jak pojawi się coś nowego.

    Pan Suchar

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I część III

Rozdział II cz. 3

Rozdział III cz. I