Rozdział II cz. 3
Havroth wyjątkowo obudził się pierwszy i nim słonce wstało założył siodła na konie i poszedł obudzić Namidę. Jego siostra nie spała już i właśnie szykowała się do wyjścia zbierając wszystko co wydawało jej się potrzebne do torby.
- Nami... Zostaw to. Przygotowałem Ci już torbę. Weź tylko łuk i strzały. Hmmm... I może zabierz swój lekki płaszcz z kapturem - powiedział podchodząc i zaglądając do torby dziewczyny.
- Ale przecież jak coś się stanie, to przydadzą się np. te zioła i bandaże... - zaczęła spierać się blondwłosa.
-Nie. Bandaże już spakowałem, a zioła przecież można znaleźć w lesie. Znasz się trochę na tym, ja też znam się tyle ile trzeba by zapewnić sobie powrót do wioski - przerwał jej brat.
- Dobrze... - powiedziała zrezygnowanym tonem i zeszła powoli na dół.
Czarnowłosy był wyjątkowo sztywny rano. Nie lubił zbyt dużego hałasu i zbyt długiej rozmowy zaraz po przebudzeniu, zwłaszcza kiedy było tak wcześnie. To i jego doświadczenie powstrzymały Namidę od dalszych argumentacji czemu potrzebna jest jej druga torba.
Wyszli na zewnątrz i skierowali się do stajni. Było jeszcze całkiem ciemno, a powietrze było wilgotne. Havroth jechał na swoim czarnym koniu, który został nazwany Heban. Był to koń narwany i nie lubiący obcych ludzi, szczególnie kobiet. Samą niebieskooką znosił ciężko. Z kolei Namida dosiadała białego konia z szarą grzywą i ogonem. Był to już stary koń, przyzwyczajony do dzieci. Wabił się prześmiewczo Mięta, po tym jak kiedyś zjadł całą z ogrodu u poprzedniego właściciela. Tego konia otrzymał jej ojciec po śmierci jednego z członków Elity.
Zielonooki prowadził ich szybkim tempem i dopiero gdy było już czuć zapach lasu w powietrzu zwolnili i zeszli z koni. Konie zostawili na brzegu lasu i dalej szli pieszo i powoli. Blondwłosa sięgnęła po łuk i ruszyła w poszukiwaniu zwierzyny, a Havroth szedł obok z nosem przy ziemi w formie psa.
Szli tak długi czas, aż w końcu Havroth zamienił się ponownie w człowieka.
-Coś dużego zbliża się do nas... Wydaje mi się, że to coś się wcale nas nie boi...-Namida przestraszyła się, kiedy zawiał mocniej wiatr i poruszył liśćmi. Szybko odwróciła się w tą stronę.-Spokojnie...-Powiedział widząc jej niepewność.-Na pewno to coś zauważymy zanim będzie chciało nas zaatakować.
Oboje czekali rozglądając się w koło siebie. Nagle spomiędzy krzaków wyskoczyło zwierzę, które wyczuł Havroth. Było ono podobne do konia, jednak było jeszcze większe od niego. Posiadało jeden róg na czubku głowy, a kolor posiadało srebrno-biały.
-Jaki piękny!-Namida była zachwycona widokiem tak rzadkiego i majestatycznego zwierzęcia. Chciała podejść do niego i go pogładzić. Zwierzę stało i patrzyło na ich oboje z uwagą w oczach.
-Nami... Nie rób tego...-Powiedział chłopak, który był przyzwyczajony do takich sytuacji, dlatego stał bez ruchu.- Nami, spłoszysz go, albo co gorsze zaatakuje nas...
-Czy to jednorożec?-spytała stanąwszy w miejscu. Zwierzę głośno parskało i kręciło łbem patrząc na Namidę.
-Chciałbym móc tak powiedzieć ale nie. Jednorożce są płochliwe, a to nie dość, że podeszło do nas, to jeszcze wygląda na mocno zdenerwowane na nas-powiedział zielonooki, a zwierzę stanęło dęba i zmieniło się w czarnego konia z krwistoczerwonymi płomieniami zamiast grzywy i ogona. Róg się nie zmienił, chociaż coś w nim było niepokojącego. Zwierze ruszyło w stronę rodzeństwa, a z jego nozdrzy wydobywał się dym.
-Uciekaj na bok. Ja go zajmę, a Ty przygotuj się do strzału-powiedział czarnowłosy wyciągając miecz. Niebieskooka uniknęła w ostatniej chwili płonącego ogiera i zrobiła jak nakazał brat stając obok drzewa. Havroth w tym czasie zmienił się w psią formę i skoczył uderzając głową w bok przebiegającej kreatury z całą siłą jaką udało mu się zebrać do tego ataku. Bestia nie przewróciła się zupełnie ale potknęła się wywracając zad na bok. To jednak nie zrobiło dużego wrażenia na ogierze i od razu chciał uderzyć Havrotha rogiem. Zielonooki zauważył to i zmienił się w człowieka, ale nie zdążył uniknąć w pełni ciosu i róg otarł się o jego biodro. W tym momencie Namida wystrzeliła po raz pierwszy trafiając w szyję ognistego konia. Jej brat odsunął się od zwierzęcia, które wstało, a grzywa z ognia zmieniła swój kolor na karmazynowy. Havroth przyskoczył mimo to do zwierzęcia nim zaczęło biec i wykonał cięcie mieczem wymierzone w jego szyję jak najbliżej głowy. Ogier stanął dęba i machnął na niego kopytami, czego udało się uniknąć Havrothowi uskakując jeszcze w biegu w prawą stronę. Namida naciągnęła kolejny raz łuk i strzeliła w to miejsce w które celował Havroth. Niestety chybiła i strzała zrobiła tylko nacięcie na boku szyi płonącego konia. gdy stanął na ziemi parsknął kilka razy, a jego grzywa jeszcze bardziej pociemniała. Zarył w ziemi kopytem i już miał ruszyć w stronę dziewczyny kiedy Havroth znów zaatakował jego szyję i tym razem cios dotarł do celu. Zwierze zacharczało, a jego ognista grzywa przez chwilę zachwiała się po czym ogier padł na ziemię wierzgając kopytami. Po chwili jego płomienie znikły razem z ostatnimi oznakami życia. Namida podeszła do ciała bestii, a Havroth schował miecz i syknął straszliwie, bo dopiero teraz poczuł skutki uderzenia rogiem.
- Ten róg... Wydziela jakiś parzący jad-stęknął i przyklęknął opierając się rękoma na ziemi.
-Havroth, musimy wrócić do wioski, nie możemy czekać, bo to może być bardzo niebezpieczne dla Ciebie!-Dziewczyna martwiła się mocno o swojego brata.-Przyprowadzić Hebra?
-Nie, to nie jest dobry teren dla niego. Przejdziemy do koni, dam radę...-Ruszył podpierając się częściowo na swoim mieczu. W ten sposób dotarli na skraj lasu. Oboje wsiedli na konie i dźgając je mocno w ich podbrzusza piętami poganiali je, aby jak najszybciej dotrzeć do wioski. Niebieskooka była przerażona zaistniałą sytuacją. To tak wyglądały polowania? Nie bardzo podobał się jej pomysł ponownego spotkania podobnej bestii.
Kiedy dotarli do wioski skierowali się do miejscowego lekarza. Namida czekała na zewnątrz.
-Dużo czasu minęło od momentu w którym została zrobiona rana?-Zapytał mężczyzna przyglądając się ranie.
-Chwilę później powaliłem zwierzę, które mi to zrobiło, a czas... Minęło tyle co zajmuje powrót z lasu.
-Trochę długo... A z jakim zwierzęciem walczyłeś?
-Nie wiem co to było. Pokazało się nam jako jednorożec, ale nie spłoszył się. Potem zamienił się. Był czarny i jego grzywa płonęła...-Lekarz wstał patrząc z przerażeniem na chłopaka.
-To niemożliwe-Wyszeptał.
-Co się stało? Czy to poważne?!-Zachowanie mężczyzny budziło w zielonookim niepokój.
-Ten koń którego widziałeś... To są Erif'y, inaczej nazywane czarnymi jednorożcami. Są to konie, które dosiada całe podziemie...-Po minie lekarza Havroth wywnioskował, że mężczyzna ma świadomość, że on i tak niewiele rozumie.
-Jakiego podziemia? To jakieś ugrupowanie orków, czy coś?
-Podziemie to jak gdyby druga część naszego świata. Są to przestępcy, paskudne kreatury, przeklęte rośliny... Słowem wszystko to, co dla nas ludzi jest szkodliwe.
-Czekaj... gdzie to się znajduje?
-Jak nazwa wskazuje pod ziemią... Na skalnej pustyni jest zejście do podziemia, ludzie tam rzadko wchodzą, najczęściej idą tam przestępcy, bo to jedyne miejsce, gdzie nie zostaną odnalezieni i nikt nie będzie ich ścigał za przewinienia... Ta rana, którą ci Erif zrobił jest niegroźna. Jego róg posiada jad, który nie służy do zabijania, ale jedynie do spowolnienia gojenia się ran. Nie mam odtrutki na to, jednak Twoja siostra przygotuje ją bez większych problemów.
W czasie jak toczyła się ta rozmowa pod dom lekarza przybył zaniepokojony Mike.
-Co się stało?-Zapytał Namidę, która siedziała na schodku z podkulonymi nogami.
-Jednorożec zmienił się... i zaatakował Havrotha.-Jej głos załamywał się. Było słychać, że jest przerażona.
-No już...-Mike ją przytulił.-Wszystko będzie dobrze.-W tym momencie wyszedł Havroth.-Co się dzieje?-Zapytał pośpiesznie chłopaka.
-Już wszystko dobrze. Rana jest niegroźna, zwierzę które nas zaatakowało miało trujący róg i trochę to nas zaniepokoiło. Ale to nic poważnego, tylko potrzebuję odtrutkę na którą mam przepis. Wszystko rośnie u nas w ogrodzie.
-Czy zwierzę jest martwe?
-Tak-Powiedział Havroth
-A przenieśliście je?
-Nie
-W porządku. W takim razie dzisiaj przyprowadzę do Was Melię i Defra. Melia zaopiekuję się Wami, a Defr sprowadzi zwierzę. Jedźcie do domu, żeby szybko zrobić tą odtrutkę.
- Może jak już mi posmaruje tym czymś ranę - powiedział czarnowłosy machając kartką z przepisem - to będę mógł z wami pojechać. Ciekaw jestem tego zwierzęcia.
- Hmm... No dobrze, ale pod warunkiem, że ta rana nie będzie ci już przeszkadzać. W końcu może to otarcie, ale nie wykluczone, że przez ten jad będzie tak uciążliwe jak głęboka rana. Idźcie już do domu. Ja zaraz przyjdę z Melią i Defrem, tylko odbiorę od doktora zapas maści gojącej. W karczmie niestety też czasem coś się dzieje niemiłego, nawet w tak spokojnej wiosce jak ta - skończył Mike i wszedł przez otwarte drzwi do domu lekarza.
W domu Havroth położył się w dużym pokoju i czekał aż jego siostra zrobi maść przeciw temu parzącemu jadowi. Nami szybko się z tym uwinęła, bo miała już doświadczenie w robieniu różnych maści z ziół.
- Wystaw to miejsce Hav i nie wierć się - powiedziała siadając obok niego z gotową maścią - No już odsłaniaj! Nie będę smarować twoich spodni czy koszuli! - ponagliła brata po czym obejrzała otarcie - Hmmm... Nie jest tak źle. Tylko parę bąbli od poparzenia, ale do tego całość masz bardzo czerwoną - skomentowała i zaczęła smarować.
- Aj... Szczypie... - jęknął zielonooki.
- Ojej...
- Co "ojej"? - zaciekawił się chłopak.
- Jak posmarowałam to bąble trochę się powiększyły i zaczerwieniony obszar zrobił się ciemniejszy - odpowiedziała zaniepokojona.
-Eee... Ja tam nic specjalnie nie czuję już - odparł brat i zaczął siadać - Ouu... - zawył i zaraz położył się z powrotem - Jak się ruszyłem to mocno zapiekło i poczułem jakby mi zapulsowała cała rana.
- To znaczy, że musisz spokojnie poleżeć. Wątpię aby doktor się pomylił ale jak przyjdzie ciocia Melia to pójdę spytać.
- Nami... Zostaw to. Przygotowałem Ci już torbę. Weź tylko łuk i strzały. Hmmm... I może zabierz swój lekki płaszcz z kapturem - powiedział podchodząc i zaglądając do torby dziewczyny.
- Ale przecież jak coś się stanie, to przydadzą się np. te zioła i bandaże... - zaczęła spierać się blondwłosa.
-Nie. Bandaże już spakowałem, a zioła przecież można znaleźć w lesie. Znasz się trochę na tym, ja też znam się tyle ile trzeba by zapewnić sobie powrót do wioski - przerwał jej brat.
- Dobrze... - powiedziała zrezygnowanym tonem i zeszła powoli na dół.
Czarnowłosy był wyjątkowo sztywny rano. Nie lubił zbyt dużego hałasu i zbyt długiej rozmowy zaraz po przebudzeniu, zwłaszcza kiedy było tak wcześnie. To i jego doświadczenie powstrzymały Namidę od dalszych argumentacji czemu potrzebna jest jej druga torba.
Wyszli na zewnątrz i skierowali się do stajni. Było jeszcze całkiem ciemno, a powietrze było wilgotne. Havroth jechał na swoim czarnym koniu, który został nazwany Heban. Był to koń narwany i nie lubiący obcych ludzi, szczególnie kobiet. Samą niebieskooką znosił ciężko. Z kolei Namida dosiadała białego konia z szarą grzywą i ogonem. Był to już stary koń, przyzwyczajony do dzieci. Wabił się prześmiewczo Mięta, po tym jak kiedyś zjadł całą z ogrodu u poprzedniego właściciela. Tego konia otrzymał jej ojciec po śmierci jednego z członków Elity.
Zielonooki prowadził ich szybkim tempem i dopiero gdy było już czuć zapach lasu w powietrzu zwolnili i zeszli z koni. Konie zostawili na brzegu lasu i dalej szli pieszo i powoli. Blondwłosa sięgnęła po łuk i ruszyła w poszukiwaniu zwierzyny, a Havroth szedł obok z nosem przy ziemi w formie psa.
Szli tak długi czas, aż w końcu Havroth zamienił się ponownie w człowieka.
-Coś dużego zbliża się do nas... Wydaje mi się, że to coś się wcale nas nie boi...-Namida przestraszyła się, kiedy zawiał mocniej wiatr i poruszył liśćmi. Szybko odwróciła się w tą stronę.-Spokojnie...-Powiedział widząc jej niepewność.-Na pewno to coś zauważymy zanim będzie chciało nas zaatakować.
Oboje czekali rozglądając się w koło siebie. Nagle spomiędzy krzaków wyskoczyło zwierzę, które wyczuł Havroth. Było ono podobne do konia, jednak było jeszcze większe od niego. Posiadało jeden róg na czubku głowy, a kolor posiadało srebrno-biały.
-Jaki piękny!-Namida była zachwycona widokiem tak rzadkiego i majestatycznego zwierzęcia. Chciała podejść do niego i go pogładzić. Zwierzę stało i patrzyło na ich oboje z uwagą w oczach.
-Nami... Nie rób tego...-Powiedział chłopak, który był przyzwyczajony do takich sytuacji, dlatego stał bez ruchu.- Nami, spłoszysz go, albo co gorsze zaatakuje nas...
-Czy to jednorożec?-spytała stanąwszy w miejscu. Zwierzę głośno parskało i kręciło łbem patrząc na Namidę.
-Chciałbym móc tak powiedzieć ale nie. Jednorożce są płochliwe, a to nie dość, że podeszło do nas, to jeszcze wygląda na mocno zdenerwowane na nas-powiedział zielonooki, a zwierzę stanęło dęba i zmieniło się w czarnego konia z krwistoczerwonymi płomieniami zamiast grzywy i ogona. Róg się nie zmienił, chociaż coś w nim było niepokojącego. Zwierze ruszyło w stronę rodzeństwa, a z jego nozdrzy wydobywał się dym.
-Uciekaj na bok. Ja go zajmę, a Ty przygotuj się do strzału-powiedział czarnowłosy wyciągając miecz. Niebieskooka uniknęła w ostatniej chwili płonącego ogiera i zrobiła jak nakazał brat stając obok drzewa. Havroth w tym czasie zmienił się w psią formę i skoczył uderzając głową w bok przebiegającej kreatury z całą siłą jaką udało mu się zebrać do tego ataku. Bestia nie przewróciła się zupełnie ale potknęła się wywracając zad na bok. To jednak nie zrobiło dużego wrażenia na ogierze i od razu chciał uderzyć Havrotha rogiem. Zielonooki zauważył to i zmienił się w człowieka, ale nie zdążył uniknąć w pełni ciosu i róg otarł się o jego biodro. W tym momencie Namida wystrzeliła po raz pierwszy trafiając w szyję ognistego konia. Jej brat odsunął się od zwierzęcia, które wstało, a grzywa z ognia zmieniła swój kolor na karmazynowy. Havroth przyskoczył mimo to do zwierzęcia nim zaczęło biec i wykonał cięcie mieczem wymierzone w jego szyję jak najbliżej głowy. Ogier stanął dęba i machnął na niego kopytami, czego udało się uniknąć Havrothowi uskakując jeszcze w biegu w prawą stronę. Namida naciągnęła kolejny raz łuk i strzeliła w to miejsce w które celował Havroth. Niestety chybiła i strzała zrobiła tylko nacięcie na boku szyi płonącego konia. gdy stanął na ziemi parsknął kilka razy, a jego grzywa jeszcze bardziej pociemniała. Zarył w ziemi kopytem i już miał ruszyć w stronę dziewczyny kiedy Havroth znów zaatakował jego szyję i tym razem cios dotarł do celu. Zwierze zacharczało, a jego ognista grzywa przez chwilę zachwiała się po czym ogier padł na ziemię wierzgając kopytami. Po chwili jego płomienie znikły razem z ostatnimi oznakami życia. Namida podeszła do ciała bestii, a Havroth schował miecz i syknął straszliwie, bo dopiero teraz poczuł skutki uderzenia rogiem.
- Ten róg... Wydziela jakiś parzący jad-stęknął i przyklęknął opierając się rękoma na ziemi.
-Havroth, musimy wrócić do wioski, nie możemy czekać, bo to może być bardzo niebezpieczne dla Ciebie!-Dziewczyna martwiła się mocno o swojego brata.-Przyprowadzić Hebra?
-Nie, to nie jest dobry teren dla niego. Przejdziemy do koni, dam radę...-Ruszył podpierając się częściowo na swoim mieczu. W ten sposób dotarli na skraj lasu. Oboje wsiedli na konie i dźgając je mocno w ich podbrzusza piętami poganiali je, aby jak najszybciej dotrzeć do wioski. Niebieskooka była przerażona zaistniałą sytuacją. To tak wyglądały polowania? Nie bardzo podobał się jej pomysł ponownego spotkania podobnej bestii.
Kiedy dotarli do wioski skierowali się do miejscowego lekarza. Namida czekała na zewnątrz.
-Dużo czasu minęło od momentu w którym została zrobiona rana?-Zapytał mężczyzna przyglądając się ranie.
-Chwilę później powaliłem zwierzę, które mi to zrobiło, a czas... Minęło tyle co zajmuje powrót z lasu.
-Trochę długo... A z jakim zwierzęciem walczyłeś?
-Nie wiem co to było. Pokazało się nam jako jednorożec, ale nie spłoszył się. Potem zamienił się. Był czarny i jego grzywa płonęła...-Lekarz wstał patrząc z przerażeniem na chłopaka.
-To niemożliwe-Wyszeptał.
-Co się stało? Czy to poważne?!-Zachowanie mężczyzny budziło w zielonookim niepokój.
-Ten koń którego widziałeś... To są Erif'y, inaczej nazywane czarnymi jednorożcami. Są to konie, które dosiada całe podziemie...-Po minie lekarza Havroth wywnioskował, że mężczyzna ma świadomość, że on i tak niewiele rozumie.
-Jakiego podziemia? To jakieś ugrupowanie orków, czy coś?
-Podziemie to jak gdyby druga część naszego świata. Są to przestępcy, paskudne kreatury, przeklęte rośliny... Słowem wszystko to, co dla nas ludzi jest szkodliwe.
-Czekaj... gdzie to się znajduje?
-Jak nazwa wskazuje pod ziemią... Na skalnej pustyni jest zejście do podziemia, ludzie tam rzadko wchodzą, najczęściej idą tam przestępcy, bo to jedyne miejsce, gdzie nie zostaną odnalezieni i nikt nie będzie ich ścigał za przewinienia... Ta rana, którą ci Erif zrobił jest niegroźna. Jego róg posiada jad, który nie służy do zabijania, ale jedynie do spowolnienia gojenia się ran. Nie mam odtrutki na to, jednak Twoja siostra przygotuje ją bez większych problemów.
W czasie jak toczyła się ta rozmowa pod dom lekarza przybył zaniepokojony Mike.
-Co się stało?-Zapytał Namidę, która siedziała na schodku z podkulonymi nogami.
-Jednorożec zmienił się... i zaatakował Havrotha.-Jej głos załamywał się. Było słychać, że jest przerażona.
-No już...-Mike ją przytulił.-Wszystko będzie dobrze.-W tym momencie wyszedł Havroth.-Co się dzieje?-Zapytał pośpiesznie chłopaka.
-Już wszystko dobrze. Rana jest niegroźna, zwierzę które nas zaatakowało miało trujący róg i trochę to nas zaniepokoiło. Ale to nic poważnego, tylko potrzebuję odtrutkę na którą mam przepis. Wszystko rośnie u nas w ogrodzie.
-Czy zwierzę jest martwe?
-Tak-Powiedział Havroth
-A przenieśliście je?
-Nie
-W porządku. W takim razie dzisiaj przyprowadzę do Was Melię i Defra. Melia zaopiekuję się Wami, a Defr sprowadzi zwierzę. Jedźcie do domu, żeby szybko zrobić tą odtrutkę.
- Może jak już mi posmaruje tym czymś ranę - powiedział czarnowłosy machając kartką z przepisem - to będę mógł z wami pojechać. Ciekaw jestem tego zwierzęcia.
- Hmm... No dobrze, ale pod warunkiem, że ta rana nie będzie ci już przeszkadzać. W końcu może to otarcie, ale nie wykluczone, że przez ten jad będzie tak uciążliwe jak głęboka rana. Idźcie już do domu. Ja zaraz przyjdę z Melią i Defrem, tylko odbiorę od doktora zapas maści gojącej. W karczmie niestety też czasem coś się dzieje niemiłego, nawet w tak spokojnej wiosce jak ta - skończył Mike i wszedł przez otwarte drzwi do domu lekarza.
W domu Havroth położył się w dużym pokoju i czekał aż jego siostra zrobi maść przeciw temu parzącemu jadowi. Nami szybko się z tym uwinęła, bo miała już doświadczenie w robieniu różnych maści z ziół.
- Wystaw to miejsce Hav i nie wierć się - powiedziała siadając obok niego z gotową maścią - No już odsłaniaj! Nie będę smarować twoich spodni czy koszuli! - ponagliła brata po czym obejrzała otarcie - Hmmm... Nie jest tak źle. Tylko parę bąbli od poparzenia, ale do tego całość masz bardzo czerwoną - skomentowała i zaczęła smarować.
- Aj... Szczypie... - jęknął zielonooki.
- Ojej...
- Co "ojej"? - zaciekawił się chłopak.
- Jak posmarowałam to bąble trochę się powiększyły i zaczerwieniony obszar zrobił się ciemniejszy - odpowiedziała zaniepokojona.
-Eee... Ja tam nic specjalnie nie czuję już - odparł brat i zaczął siadać - Ouu... - zawył i zaraz położył się z powrotem - Jak się ruszyłem to mocno zapiekło i poczułem jakby mi zapulsowała cała rana.
- To znaczy, że musisz spokojnie poleżeć. Wątpię aby doktor się pomylił ale jak przyjdzie ciocia Melia to pójdę spytać.
Komentarze
Prześlij komentarz