Rozdział II cz. 2

Namida przyszła do domu gdy słońce było już w trzech czwartych drogi. Havroth właśnie znosił na dół swój pas ze specjalną kieszenią na sztylet, której używał czasami też na nóż do skórowania. Weszła cicho, więc na początku jej nie zauważył tylko poszedł do
warsztatu. Ona poszła do "łaźni" obmyć się po treningu. Ubranie miała brudne od kurzu,
włosy potargane i kilka brudnych plam na twarzy. Ponieważ łucznik w Elicie musi być
mobilny, dziś ćwiczyła bieganie z pełnym ekwipunkiem strzelca. Kilka razy się
przewróciła, ale nic poza kilkoma siniakami się jej nie stało. Na kolejnych zajęciach mają już ćwiczyć strzelanie z prostego łuku do ruchomych celów, a za tydzień będą pierwsze zajęcia z refleksyjnym łukiem. Dziewczyna spojrzała na swoje kostki, które były lekko
obdrapane. Dziś na początku gdy strzelała z "Zielonego Smoka", łuku który miał ją
przygotować przed przejściem na prawdziwy refleksyjny łuk, zamyśliła się i kilka razy
pod rząd strzelała ze złej postawy, a dodatkowo jeszcze spadła jej strzała na ziemię i
złamała ją przez przypadek. Za to dostała karę od Trevina i musiała ustawić się jak do
robienia zwykłych pompek i stanąć na kostkach zachowując kąt prosty w łokciu dwa razy
przez 5 minut.
Blondwłosa weszła za szklaną ścianę. Stała tam balia, w której swobodnie można było
siąść. Ochraniacze zostawiła już wcześniej w kuchni, przez którą się wchodziło do tego
małego pomieszczenia. Nad pokoikiem był umieszczony zbiornik, który można było napełnić
wodą ze studni, bądź deszczówką. Obecnie był pusty, więc blondwłosa nie mogła się
spryskać wodą. Zabrała wiadro i poszła sobie przegotować trochę wody w kuchni. W czasie
gdy woda się gotowała wzięła drugie wiadro również już wypełnione wodą i nalała całość
do pustej na razie balii na środku podłogi. Poszła do studni z tyłu domu po więcej wody.
Gdy przechodziła przez korytarz słyszała, że jej brat coś naprawia w warsztacie. Nie
widziała, bo wyszła tylnymi drzwiami. Zajrzała do warsztatu.
-Havroth, mógłbyś mi pomóc?-Zapytała dziewczyna próbując zobaczyć co właściwie robi jej
brat.
-Och, już wróciłaś Misiu.-Powiedział ciesząc się na widok dziewczyny. Była cała brudna,
poobijana, ale poza tym była cała.
-Nie wołaj tak na mnie, jestem już za duża na to!-Zakrzyknęła obrażona i wyszła z
warsztatu.
-I tak zawsze będziesz moją małą Misią.-Poczochrał jej włosy po uprzednim ściągnięciu
rękawic i przeszedł dalej na podwórko.-To co mam Ci pomóc?-Zapytał od razu.
-Nabierz mi wody do wiadra, potrzebuję ją do kąpieli.-Havroth zaśmiał się. Jego siostra
nie była w stanie kręcić kołowrotem, dlatego często nabierał kilka wiader i stawiał je
koło studni. Tym razem wszystkie były już puste.
-Mógłbyś skończyć?-Zapytała niespodziewanie.
-Ale co?-Opowiedział pytaniem zupełnie zaskoczony chłopak.
-Udawać, że jesteś moim ojcem.-Odpowiedziała urażonym tonem.
-Przecież nie udaję, że nim jestem, nie rozumiem o co Ci chodzi.-Podał jej wiadro.
-Nigdy go mi nie zastąpisz i dobrze o tym wiesz.-Po tych słowach odwróciła się do niego
tyłem i ruszyła z wiadrem do domu. Havroth stał zaskoczony patrząc jak znika w drzwiach.
Miała rację, zdecydowanie. Bolało go to, że mu to wypomniała. Z drugiej strony, co
innego miał zrobić? Wtedy miała tylko 12 lat, potrzebowała i matki i ojca, których już
nigdy nie będzie jej dane ujrzeć. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie mógł jej
zastąpić rodziców w żaden sposób.Ukrył twarz w dłoniach. Skrzywdził ją? Przeprosić ją?
Po chwili jednak prychnął i odsłonił twarz, aby spojrzeć na słońce. Zbyt dobrze znał
swoją siostrę, aby uwierzyć w to, co powiedziała. Zawsze się złościła i nie ważne co
będzie mówiła, wiedział, że potrzebuje takiego stanu rzeczy, teraz szczególnie. Po
chwili się uśmiechnął i ruszył dalej do pracy.
Dziewczyna w tym czasie przyszykowała sobie wodę do mycia. Sięgnęła po słój, w którym
trzymała odwar z mydlnicy. Postanowiła zadbać trochę o swoją urodę. Wyczyściła dokładnie
paznokcie, włosy umyła odwarem, który sama przygotowała jakiś czas temu, oraz dodając
garść płatków róż. Do umycia twarzy użyła kosmetyku z rumianku. Nie lubiła jego zapachu,
jednak był idealny do jej cery. Resztę ciała umyła dodając do odwaru kwiaty jaśminu.
Opłukiwała wodą całe ciało nabierając ją do drewnianej miseczki z jednym długim
uchwytem. Brud spływał pozostawiając jej skórę gładką. Woda lekko parowała i w tej
postaci opływała jej zgrabne biodra. Ponieważ para nie wzlatywała już specjalnie wyżej,
niebieskookiej zrobiło się zimno i przed zakończeniem kąpieli skuliła się i zanurzyła
cała w ciepłej wodzie. Gdy wstała krople spływały powoli po jej ramionach i dekolcie. 
Będąc już cała umyta wytarła się w ręcznik, ubrała bieliznę, aby nie było jej zimno i
zabrała się za rozczesywanie włosów. Grzebień, którym się czesała dostała od swojego
brata na czternaste urodziny. Namida stwierdziła, że musiał naprawdę sporo na niego
wydać. Był bez drzazg. Pokryty był misternymi zdobieniami. Po rozczesaniu włosów, ubrała
się do końca i zaparzyła sobie szałwię w celu odświeżenia swojego oddechu. W końcu kiedy
uznała, że już jest gotowa poszła do Havrotha. Postanowiła przeprosić go za swoje
zachowanie.
-Havroth... Ja... Przepraszam-Wyjąknęła niebieskooka jak go spotkała.
-Nie szkodzi... Ja Ciebie też chciałem przeprosić-Odpowiedział. Oboje przytulili się.
-Nami?-Zaczął jak odsunął się od niej.- Czy jesteś już gotowa do polowania?
-Tak!-Wykrzyknęła od razu blondynka a jej oczy zalśniły. Doczekała się, w końcu pójdzie
na swoje pierwsze polowanie!-A na co będziemy polować? Sarny? Dziki? A może wilki?-
Zaczęła coraz bardziej się ekscytować.
-Nami... Spokojnie...-Powiedział powstrzymując ją od pójścia po łuk.-Zaczniemy może
od... zająca?-Dziewczyna od razu spochmurniała.
-Zająca?-Westchnęła.-Dobre i to...
-Chyba nie myślałaś poważnie z tymi dzikami i wilkami? Nie jesteś w stanie jeszcze
dobrze strzelać z łuku, a te zwierzęta nie będą czekały nieruchomo, tylko od razu
zaatakują. Co innego zając, on zacznie w razie czego uciekać.
-Potrafię na tyle dobrze strzelać, aby móc trafić takie zwierzę-Oburzyła się Namida.
-Owszem, ale czy wzięłaś pod uwagę czy jesteś w stanie zabić swoim łukiem takie zwierzę?
Ze swoimi mięśniami możesz osiągnąć naciąg łuku co najwyżej 40 derni!*
-A to nie wystarczy...?-Zapytała zaskoczona. Czarnowłosy mężczyzna zaśmiał się.
-Zdecydowanie. Do powalenia sarny czy jelenia potrzebujesz około 60 derni.-Namida
zrobiła przerażoną minę. Nie pomyślała o tym. Jej brat miał rację, nie jest jeszcze w
stanie zabić tak ogromnego i niebezpiecznego zwierzęcia.
-W porządku, niech będą zające.-Powiedziała ciesząc się, że w ogóle jej brat chce ją
zabrać na polowanie.
-W takim wypadku ruszamy jutro z rana. Myślałem żeby może zaczekać do pojutrza, ale
skoro tak entuzjastycznie do tego podchodzisz. Tylko mam nadzieję że nie masz zbyt
nadmiernie zmęczonych mięśni, aby jutro Ciebie nie bolały, bo z polowania nici-powiedział poważnie wyprostowany, po czym dodał nieco słabszym głosem - Aha... Żeby dobrze wyszło nam to polowanie to muszę Ciebie poprosić o coś jeszcze...
-Co się stało Hav? Chyba mamy wystarczająco prowiantu odpowiedniego na taką wyprawę. A może po polowaniu chcesz abym Ci pomogła znaleźć żonę?- zaśmiała się blondwłosa.
-Nie... To poważne Nami- skarcił ją lekko i dokończył- Mam problem ze snem. Mike mówił o tym, że pomoże mi.... Yyy... Lawenda i melisa - powiedział lekko zwężając oczy, gdy starał sobie przypomnieć nazwy.
-Hmm... Mam w kuchni trochę melisy, a lawendę zaraz przyniosę. Postaw wodę w czajniku, a ja zajmę się resztą-powiedziała siostra kładąc bratu rękę na ramieniu po czym szybko poszła do ogrodu.
Gdy wróciła z kilkoma gałązkami, woda akurat zaczynała wrzeć, więc Havroth zestawił czajnik z pieca, a ona szybko zrobiła mu napar z melisy i szałwi. Jedna gałązka została wykorzystana na wywar, a pozostałe wsadziła do małego lnianego woreczka i dała bratu.
-Zawieś sobie to koło poduszki, a wywar wypij jak się już dobrze zaparzy. To powinno pomóc... Hav czy coś Cię denerwuje, że nie możesz spać?-zapytała z troską, ale i z pewną dozą smutku.
-Nie nic... Tylko... Jak ojca nie ma to boję się czy sobie damy radę.... A poza tym... Nasz ojciec już miał w moim wieku nie tylko żonę, ale i dzieci... A ja nie mam nawet dziewczyny. Mike mówił coś o zabawie z okazji święta młodych wojowników. Mamy u niego zniżki i radził mi jak się ubrać by tym młodym kelnerkom się spodobać, ale czy ja mam szanse?
- Havciu... Na pewno masz szanse. Nie martw się już tym i chodźmy spać-powiedziała Namida i utuliła brata.
Wkrótce potem położyli się obydwoje spać w swoich pokojach, a zielonooki w końcu zasnął szybciej niż gdy księżyc dawno przekroczył połowę swej drogi.

*1 derń= 1 lb (funt)= około 0,5 kg.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I część III

Rozdział II cz. 3

Rozdział III cz. I