Rozdział I część V

19 letnia kobieta podeszła do Havrotha.
-Coś podać?-Zapytała od niechcenia.
-Ciemne piwo.-Odpowiedział czarnowłosy chłopak.
-Taaa... A Ty coś chcesz?-Zapytała Hugona, który siedział koło Havrotha.
-Ja poproszę piwo korzenne.-Kobieta wywróciła oczami.
-Nie podlizuj się. Za chwilę będzie-Poszła wykonać zamówienie przy okazji wachlując biodrami.
-Niezła jest, prawda?-Zapytał Hugon.
-Jak dla mnie za stara.-Powiedział od razu Havroth.
-Przesadzasz, jest idealna. Już umie gotować i zna się na rzeczy.-Szturchnął go.
-Ej! Rozlejesz moje piwo-Krzyknął chłopak, który prawie rozlał na siebie złocisty trunek.
-Alkohol Tobie w głowie, jak Artemis wykonuje Twoje zamówienie.
-Teraz już wiem czemu zajmujesz się przepisywaniem książek, a nie walką.
-Zazdrościsz mi, po prostu jestem wszechstronnie uzdolniony!-Oboje zaśmiali się.
-Jeżeli już mowa o walce... Kiedy będziemy trenować?
-Wiesz... Mam sporo zamówień ostatnio...-Powiedział w momencie w którym przyszła kobieta z alkoholem.
-I jak chłopaki?-Przysiadła się koło czarnowłosego ukazując swój dekolt. Havroth wyczuwając już, że kobieta chce mu podokuczać powiedział.
-Idź świecić biustem gdzie indziej.-Wypił pierwszy łyk z kufla.
Brązowowłosa najwyraźniej poczuła się urażona. Wstała i powiedziała, że nie dojrzali do niektórych spraw i poszła.
-Coś Ty narobił?! Taką okazję...-Powiedział o rok młodszy od Havrotha Hugon załamując ręce.
-O co Ci chodzi? Zbyłem ją, wkurza mnie jej zachowanie.
-Ona ma rację co do Twojej dojrzałości.
-Po prostu nie ciekawią mnie takie jak ona. Co to ma do dojrzałości?
Hugon tylko westchnął. Upił kolejny łyk piwa patrząc na biodra Artemis i zachwycając się jej urokami. Havroth popatrzył po sali. Najdłużej zatrzymał wzrok na dziewczynie o brązowych włosach do ramion. Napił się więcej i stwierdził, że gdyby nie to że jest ona najwyraźniej z ojcem to by podszedł.
-Hugon. A co powiesz o tej z brązowymi włosami? Piersi też ma, ale nie zmiażdży Ci nic kiedy na Ciebie siądzie.
-Co?-Zapytał głupio wytrącony z zamyślenia.-ach, ona...-Powiedział najwyraźniej niezbyt nią zainteresowany- tak, też niezła...
-Widzisz... Ja wolę takie co to mają czym oddychać, ale są ogólnie drobne.- powiedział uśmiechając się.
-Ale ona nie ma czym oddychać-Machnął ręką.-Zresztą, Ty nigdy nawet się nie zakochałeś, a co dopiero żeby mieć dziewczynę...-Havroth otworzył usta aby zaprzeczyć. Jednak po chwili znów je zamknął. Hugon miał rację, jego poprzednie związki kończyły się kilka tygodni później ze względu na brak czasu... Hugon patrzył na niego uważnie najwyraźniej widząc wachanie chłopaka.
-Jak nie ma? Może w porównaniu do Artemis to nie ma aż takich, ale w naszej wiosce to mało takich co mają większe.-Powiedział byle co na poczekaniu.
-I tak ma zdecydowanie za małe, po prostu nigdy nie potrzebowałeś na to zwracać uwagę.-Upił kolejny łyk.
-Hmm... No dobra... masz rację... po raz pierwszy zacząłem teraz naprawdę się rozglądać... Wcześniej to tylko walczyłem. Hmm... Jak będziemy trenować to zobaczysz, że nie będziesz miał czasu podczas treningu.
-Czas na pewno się znajdzie...-Poklepał go po ramieniu.-Zawsze się znajdzie...-Upił kolejny łyk kończąc kufel.
-Dowiemy się pojutrze- powiedział cicho i zrobił złowieszczy uśmiech.
-Idę do domu. I Tobie też radzę, jeżeli nie chcesz spać na dworze-Wstał.-Widzimy się na treningu.
-No ok... Tylko na koniec dnia chcę się napić czegoś jeszcze specjalnego. Tak na poprawę humoru... A właściwie to żeby się utrzymał.- Młodszy z mężczyzn pokiwał głową z politowaniem i poszedł do domu. Zielonooki podszedł do baru.
-Co podać?-Zapytała żona Mike'a podchodząc do Havrotha.
-A gdzie Artemis? Chciałem coś specjalnego, bo po tym drinku pójdę.- Powiedział Havroth lekko kiwając się na stołku.
-Artemis skończyła już na dzisiaj pracę.-Powiedziała niezgodnie z prawdą widząc stan syna swojego znajomego.
-Aha... no dobra... To może podejdę do niej? Ona miała te swoje mieszanki... - powiedział wstając oparty na blacie.
-Ona jest już zmęczona i poszła spać.- Powiedziała czarnowłosa kobieta.
-A możesz mi coś zrobić specjalnego?- Zapytał lekko zrezygnowanym tonem.
-Myślę, że już czas do domu, Havroth.-Odpowiedziała obawiając się, że jest już na tyle pijany, aby nie dotrzeć do domu.
-No ale to miał być ostatni na dziś... -Opuścił ręce i przekrzywił głowę w sposób przypominający psa.
-Sywer nie będzie zadowolony widząc Cię w takim stanie. Mike Cię odprowadzi.
-Nie dzięki... Poradzę sobie -Odpowiedział zawiedziony i powoli wyszedł z karczmy kierując się do domu. Mike od razu go dogonił
-Pójdę z Tobą.
-Jak chcesz... -Dalej poszli razem.
Mike odprowadził bezpiecznie chłopaka do domu. Zastukał w drzwi i po chwili otworzył im Sywer.
- Wchodźcie... Tylko Hav! Cicho!... Namida już śpi a ja jeszcze trochę pracuję w warsztacie do póki nie mam nic co będzie robiło dużo hałasu.
-W porządku-Szepnął Mike. Wszyscy udali się do dużego pokoju.
-Havroth, czemu Ty się doprowadziłeś do takiego stanu?-Zaczął gniewnie Sywer.
-Ale jakiego? Sam bym przyszedł bez problemu.- Oznajmił z żalem Havroth.
-Havroth, spójrz na siebie! Gorzej z Tobą jak z Namidą! Do pokoju i spać.-Wskazał kierunek w którym miał ruszyć chłopak.
-A co było z Nami?- Zapytał zainteresowany bardziej siostrą niż swoim pokojem.
-Do spania!-Jego opiekun wyraźnie był zdenerwowany stanem Havrotha i tym, że go nie posłuchał od razu.
Havroth poszedł do góry i zaraz położył się spać.
Mike też się zainteresował tym co powiedział Sywer, zwłaszcza że nie widział Namidy w karczmie ani nie słyszał o niej od żony lub Artemis.
-Sywer... A co z Namidą? Ja nic nie wiem o tym aby była w karczmie, ale może jeszcze po prostu nie słyszałem o tym.
Sywer poklepał go po ramieniu.-Jak będziesz musiał wychować młodą kobietę to zrozumiesz o czym mówiłem.
-Niech będzie. To co? Jakieś wieści, albo plany na jutro?- Zapytał Mike chcąc się szybko dowiedzieć by mieć więcej czasu na przygotowanie karczmy na jego nieobecność.
-Jutro przygotowujemy się do wymarszu. Wieczorem ruszamy, także w dzień trochę odpocznij. Myślę, że wrócimy za jakieś 4-6 dni. Przygotuj też Artemis, oraz przekaż, że o zachodzie słońca wyruszamy Rozalin, Defrowi i Hugonowi. Trevina nie szukaj, on dzisiaj już wyruszył. Spotykamy się na północ od wioski. Niech wszyscy zabiorą zbroje, broń i pożywienie. Czeka nas ciężka wyprawa, więc niech odpoczną dobrze w dzień. Wiadomość przekaż najlepiej tak jak zwykle, żeby nikt nie przechwycił.
- A co z Kinvim? On zostaje pilnować wioski?
-Kinvi ciągle nie zregenerował rany po poprzedniej walce. Nie chcę żeby się dowiedział, że wyruszamy, ponieważ od razu będzie chciał z nami ruszyć.
-No cóż... Jest tak co drugą misję. Pewnie przyciąga najwięcej ataków przez to że jest największy nie tylko w Elicie ale i w wiosce. Dobra, postaram się to załatwić w miarę sprawnie. Do zobaczenia Sywer.
-Mike...?-Zaczął, kiedy jego brązowowłosy przyjaciel już wyszedł poza drzwi.
-Hmmmm?-Odwrócił się by dowiedzieć się o co chodzi.
-Proszę Cię... Pilnuj moje dzieci lepiej niż ja...
-Nie rozumiem?
-Nie potrafię sam o nie zadbać... Gdyby Aria...-Mike popchnął delikatnie przyjaciela.
-Gdyby Aria żyła... Prawdopodobnie tak byś odczuł skutki swojej sugestii...-Ojciec Namidy uśmiechnął się.
-Masz rację Mike... Masz rację...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I część III

Rozdział II cz. 3

Rozdział III cz. I