Rozdział I część III
Walka skończyła się, a obrońcy wracali już do wioski. Mimo zwycięstwa nikt się nie cieszył. Każdy jechał pogrążony we własnych myślach. Nawet Havroth, który potrafił zamieniać się w psa i podróżować równie szybko jak koń, dosiadł wierzchowca. Kiedy bohaterowie walki byli już blisko domu każdy zsiadł z konia i przebrał się w codzienny strój. Zwasze tak robili, ze względu na kobiety, które nie wiedziały o tym czym zajmują się ich mężowie.
Kiedy wjechali do wioski sporo zaciekawionych par oczu patrzyło na nich. To oni zwykle uśmiechali się pierwsi. Tym razem jednak ich twarze wskazywały smutek. Havroth był najbardziej przybity z nich, wręcz można rzec, że to jego aura przenosiła się na innych. Gdy dojechali z Sywerem do domu, czarnowłosy powoli przeszedł do swojego pokoju. Sywer zdjął siodła i torby z koni, po czym zaprowadził je do małej stajni kawałek od domu. -Nareszcie wróciliście!-Namida dopadła Sywera kiedy ten wchodził do domu. Rzuciła się w jego ramiona.-Martwiłam się już o Was! Kolacja jest już gotowa, tak jak obiecałam.-Powiedziała ciągnąc go do pokoju z kominkiem.
-Dziękuję...-powiedział Sywer - zaraz przyjdę... tylko zawołam Havrotha. Dziewczyna kiwnęła głową i pobiegła do kuchni, aby odgrzać posiłek. Havroth siedział w kącie na łóżku z podkurczonymi nogami. Wzrok miał spuszczony i pozbawiony blasku.
-Havroth...?-Zapytał niepewnie Sywer. Nie wiedział jak po tym wszystkim porozmawiać z synem. Chłopak popatrzył przez chwilę na niego swoimi zielonymi oczyma, tak teraz zimnymi. Wciąż miał przed oczyma tę kobietę, przypominającą mu Namidę. Cały czas widział krew spływającą z jej brzucha i cienką strużkę cieknącą z kącika ust. Nie potrafił wymazać tych szeroko otwartych oczu, zaskoczonych tak nagłą śmiercią.
-Namida czeka na nas z kolacją...-Podszedł i położył mu dłoń na ramieniu.-Jesteś gotowy...?-Zapytał szeptem.
-Nie wiem... jaką kolacją?
Sywer zaśmiał się.-Znasz dobrze Namidę... Na pewno nagotowała na cały tydzień jedzenia... W dodatku pełno różnego rodzaju... Masz niezwykłą siostrę...-Poczochrał mu włosy.-Nie pozwólmy, aby smuciła się przez nas, dobrze?
-Dobrze...-powiedział cicho i wstał z zamiarem przebrania się.
-Havroth...-Zaczął Sywer.-Jeżeli... Jeżeli będziesz chciał porozmawiać... Zawsze Cię wysłucham.-Wyszedł, aby chłopak mógł się przebrać.
Havroth zszedł na dół poszedł do saloniku i gdy tylko zobaczył Namidę idącą by poprawić mu kołnierz przytulił ją mocno. Na jej widok życie w oczach Havrotha trochę odżyło. Namida nie wiedząc co się stało bratu również go przytuliła.
-Czy coś się stało?-Zapytała do jego ucha.
-Cieszę się, że żyjesz. -puścił ją i siadł do jedzenia. Dziewczyna źle zrozumiała co niosły te słowa.
-No pewnie, że żyję, przecież już nie raz zostawałam sama, nawet na dłużej, co miałoby się zmienić?-Zapytała lekko obrażona.
-Nic... - powiedział cicho młody mężczyzna, a z jego oczu znów zaczął uciekać blask życia. Znów widział tamto martwe ciało. Znów słyszał tamten ostatni krzyk, jeszcze w ciemności...
Namida uśmiechnęła się.
-W takim razie chodźmy jeść.-Pociągnęła go do stołu. Czuła, że coś przed nią ukrywa, jednak wolała zaczekać aż coś sam powie, albo chociaż nie będzie przy nich ich opiekuna. Havroth jadł raczej nie chętnie. Sywer jadł trochę mniej niż zwykle ale nie jakoś bardzo widocznie, po zjedzeniu poszedł do warsztatu sprawdzić skórzane pancerze i broń. Kiedy Sywer poszedł, Namida zapytała brata.
-Co się stało? Mam wrażenie, że coś złego się wydarzyło jak pojechaliście...
-Nie... nic o czym powinnaś wiedzieć...- powiedział Havroth i wziął do ust sporą pyzę z mięsem.
-Masz rację... Co taka jak ja może wiedzieć o handlowaniu.-Prychnęła.-Chyba że... Wy wcale nie handlujecie...-Powiedziała wstając z siedzenia i podchodząc do Havrotha.-Wy narażacie życie, tak...?-Patrzyła na niego z przerażonymi oczami. Sywer zajrzał do pomieszczenia zwabiony podniesionym głosem Namidy, jednak pozostał niezauważony.-Robicie coś, o czym nie chcecie, żebym się dowiedziała?
Havroth nie odpowiedział. Łzy mu napłynęły do oczu i przytulił Namidę głaszcząc ją po głowie.
-Czyli jednak tak!-Dziewczyna odsunęła się od niego.-Co się stało?! Ktoś zginął? Ktoś, kogo znam? Ktoś Cię skrzywdził? Dlaczego od razu mi nie powiedzieliście?-Tak jak oboje się spodziewali nastąpił potok pytań, na które nie chcieli odpowiadać. Sywer wkroczył do saloniku i złapał chłopaka za ramie.
-Jeżeli chcesz to idź do swojego pokoju.-tutaj Havroth przewidując co będzie dalej zamknął się w pokoju i wrócił do kąta w którym wcześniej siedział- Nami... Nie chcieliśmy Cię martwić. Założyliśmy grupę w naszej wiosce, która pilnuje spokoju w tej i okolicznych. Obecnie już nie tylko z tej wioski mężczyźni do nas dołączyli. Dziś wieczorem... była ciężka misja... Zwłaszcza dla Havrotha... Pozwoliłem mu w pełni uczestniczyć podczas dzisiejszej nocy i... Zdarzył się wypadek, którego nie mogliśmy przewidzieć... W domu w wiosce rebeliantów, gdzie miały być narady do przejmowania władzy nad obszarem, była kobieta... Nie wiemy co tam robiła... Stała w ciemnym pokoju i Havroth myślał, że to ukryty napastnik. Nawet ja na jego miejscu bym nie spodziewał się zwykłej kobiety w takim miejscu, ale... On nie sprawdził dobrze tego... I zabił ją... Myślę, że najgorsze nie jest dla niego to, że prawdopodobnie nie była niczemu winna... Ale najbardziej go boli, że była podobna do Ciebie... Proszę... Powstrzymaj złość... Robiliśmy to by Ciebie chronić... Jesteś taka słaba... Głównie to ja nie chciałem Ciebie uświadamiać, abyś nie zmarła jak matka. Chciałem, abyś miała więcej czasu i stała się bardziej odporna na stres.
Namida nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewała się krótkich odpowiedzi, wymijających, przemilczanych szczegółów, jednak to co usłyszała spowodowało u niej spory szok. Usiadła bez słowa, a jej oczy zginęły za grzywką. Sywer przysiadł obok i przytulił ją. Po jakimś czasie przypomniał sobie o zakupionym tydzień temu kakao, więc zrobił wszystkim. Dobrze posłodził miodem i podał Namidzie. Podobno miało poprawiać humor, ale nawet jeżeli tak nie było to coś ciepłego i słodkiego i tak pomoże.
-Ja też chcę...-Wyszeptała Namida kiedy jej opiekun usiadł.
-Czego chcesz?... Chyba nie myślisz, że Ci pozwolę, z takim wątłym ciałem? Poza tym ktoś musi czekać na nas w domu... Nawet nie wiesz ile to daje. Nawet dziś. Wyraźnie widać było na kogo ktoś czeka, gdy jechaliśmy.
-Nie chcę tak!-Dziewczyna wstała.-Dlaczego... Dlaczego Wy macie narażać życie, a ja mam siedzieć w domu?!
-Bo nie masz siły, ani umiejętności, aby było inaczej. Wiesz jak bardzo bym się bał brać Cię na misję?... Pomyśl jeszcze o Havrocie... Bał, by się teraz iść na misję z Tobą... A tak, jesteś wsparciem jakiego na prawdę potrzebujemy.
-Chcę chociaż mieć szansę, aby kiedyś było inaczej... Tato, proszę, pozwól mi uczyć się walczyć...
-No dobrze... Jutro pojedziemy do sąsiedniej wioski. Jest tam osoba, która może Cię nauczyć strzelania.
-Strzelania...? Z czego?-Zapytała zaskoczona, że jej opiekun w ogóle się zgodził.
- Z łuku. Ale nim Cię w ogóle wezmę choćby na polowanie, musisz jeszcze nauczyć się chociaż trochę walki sztyletem lub mieczem. Oczywiście dodatkowo musisz poćwiczyć mięśnie i nabrać trochę masy, ale to przyjdzie z czasem treningów. A teraz... - Popatrzył na trzeci kubek i na nią.
-Tak...Chciałam mu po prostu dać czas na uspokojenie...-Dziewczyna wstała i ruszyła do Havrotha.
Kiedy wjechali do wioski sporo zaciekawionych par oczu patrzyło na nich. To oni zwykle uśmiechali się pierwsi. Tym razem jednak ich twarze wskazywały smutek. Havroth był najbardziej przybity z nich, wręcz można rzec, że to jego aura przenosiła się na innych. Gdy dojechali z Sywerem do domu, czarnowłosy powoli przeszedł do swojego pokoju. Sywer zdjął siodła i torby z koni, po czym zaprowadził je do małej stajni kawałek od domu. -Nareszcie wróciliście!-Namida dopadła Sywera kiedy ten wchodził do domu. Rzuciła się w jego ramiona.-Martwiłam się już o Was! Kolacja jest już gotowa, tak jak obiecałam.-Powiedziała ciągnąc go do pokoju z kominkiem.
-Dziękuję...-powiedział Sywer - zaraz przyjdę... tylko zawołam Havrotha. Dziewczyna kiwnęła głową i pobiegła do kuchni, aby odgrzać posiłek. Havroth siedział w kącie na łóżku z podkurczonymi nogami. Wzrok miał spuszczony i pozbawiony blasku.
-Havroth...?-Zapytał niepewnie Sywer. Nie wiedział jak po tym wszystkim porozmawiać z synem. Chłopak popatrzył przez chwilę na niego swoimi zielonymi oczyma, tak teraz zimnymi. Wciąż miał przed oczyma tę kobietę, przypominającą mu Namidę. Cały czas widział krew spływającą z jej brzucha i cienką strużkę cieknącą z kącika ust. Nie potrafił wymazać tych szeroko otwartych oczu, zaskoczonych tak nagłą śmiercią.
-Namida czeka na nas z kolacją...-Podszedł i położył mu dłoń na ramieniu.-Jesteś gotowy...?-Zapytał szeptem.
-Nie wiem... jaką kolacją?
Sywer zaśmiał się.-Znasz dobrze Namidę... Na pewno nagotowała na cały tydzień jedzenia... W dodatku pełno różnego rodzaju... Masz niezwykłą siostrę...-Poczochrał mu włosy.-Nie pozwólmy, aby smuciła się przez nas, dobrze?
-Dobrze...-powiedział cicho i wstał z zamiarem przebrania się.
-Havroth...-Zaczął Sywer.-Jeżeli... Jeżeli będziesz chciał porozmawiać... Zawsze Cię wysłucham.-Wyszedł, aby chłopak mógł się przebrać.
Havroth zszedł na dół poszedł do saloniku i gdy tylko zobaczył Namidę idącą by poprawić mu kołnierz przytulił ją mocno. Na jej widok życie w oczach Havrotha trochę odżyło. Namida nie wiedząc co się stało bratu również go przytuliła.
-Czy coś się stało?-Zapytała do jego ucha.
-Cieszę się, że żyjesz. -puścił ją i siadł do jedzenia. Dziewczyna źle zrozumiała co niosły te słowa.
-No pewnie, że żyję, przecież już nie raz zostawałam sama, nawet na dłużej, co miałoby się zmienić?-Zapytała lekko obrażona.
-Nic... - powiedział cicho młody mężczyzna, a z jego oczu znów zaczął uciekać blask życia. Znów widział tamto martwe ciało. Znów słyszał tamten ostatni krzyk, jeszcze w ciemności...
Namida uśmiechnęła się.
-W takim razie chodźmy jeść.-Pociągnęła go do stołu. Czuła, że coś przed nią ukrywa, jednak wolała zaczekać aż coś sam powie, albo chociaż nie będzie przy nich ich opiekuna. Havroth jadł raczej nie chętnie. Sywer jadł trochę mniej niż zwykle ale nie jakoś bardzo widocznie, po zjedzeniu poszedł do warsztatu sprawdzić skórzane pancerze i broń. Kiedy Sywer poszedł, Namida zapytała brata.
-Co się stało? Mam wrażenie, że coś złego się wydarzyło jak pojechaliście...
-Nie... nic o czym powinnaś wiedzieć...- powiedział Havroth i wziął do ust sporą pyzę z mięsem.
-Masz rację... Co taka jak ja może wiedzieć o handlowaniu.-Prychnęła.-Chyba że... Wy wcale nie handlujecie...-Powiedziała wstając z siedzenia i podchodząc do Havrotha.-Wy narażacie życie, tak...?-Patrzyła na niego z przerażonymi oczami. Sywer zajrzał do pomieszczenia zwabiony podniesionym głosem Namidy, jednak pozostał niezauważony.-Robicie coś, o czym nie chcecie, żebym się dowiedziała?
Havroth nie odpowiedział. Łzy mu napłynęły do oczu i przytulił Namidę głaszcząc ją po głowie.
-Czyli jednak tak!-Dziewczyna odsunęła się od niego.-Co się stało?! Ktoś zginął? Ktoś, kogo znam? Ktoś Cię skrzywdził? Dlaczego od razu mi nie powiedzieliście?-Tak jak oboje się spodziewali nastąpił potok pytań, na które nie chcieli odpowiadać. Sywer wkroczył do saloniku i złapał chłopaka za ramie.
-Jeżeli chcesz to idź do swojego pokoju.-tutaj Havroth przewidując co będzie dalej zamknął się w pokoju i wrócił do kąta w którym wcześniej siedział- Nami... Nie chcieliśmy Cię martwić. Założyliśmy grupę w naszej wiosce, która pilnuje spokoju w tej i okolicznych. Obecnie już nie tylko z tej wioski mężczyźni do nas dołączyli. Dziś wieczorem... była ciężka misja... Zwłaszcza dla Havrotha... Pozwoliłem mu w pełni uczestniczyć podczas dzisiejszej nocy i... Zdarzył się wypadek, którego nie mogliśmy przewidzieć... W domu w wiosce rebeliantów, gdzie miały być narady do przejmowania władzy nad obszarem, była kobieta... Nie wiemy co tam robiła... Stała w ciemnym pokoju i Havroth myślał, że to ukryty napastnik. Nawet ja na jego miejscu bym nie spodziewał się zwykłej kobiety w takim miejscu, ale... On nie sprawdził dobrze tego... I zabił ją... Myślę, że najgorsze nie jest dla niego to, że prawdopodobnie nie była niczemu winna... Ale najbardziej go boli, że była podobna do Ciebie... Proszę... Powstrzymaj złość... Robiliśmy to by Ciebie chronić... Jesteś taka słaba... Głównie to ja nie chciałem Ciebie uświadamiać, abyś nie zmarła jak matka. Chciałem, abyś miała więcej czasu i stała się bardziej odporna na stres.
Namida nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewała się krótkich odpowiedzi, wymijających, przemilczanych szczegółów, jednak to co usłyszała spowodowało u niej spory szok. Usiadła bez słowa, a jej oczy zginęły za grzywką. Sywer przysiadł obok i przytulił ją. Po jakimś czasie przypomniał sobie o zakupionym tydzień temu kakao, więc zrobił wszystkim. Dobrze posłodził miodem i podał Namidzie. Podobno miało poprawiać humor, ale nawet jeżeli tak nie było to coś ciepłego i słodkiego i tak pomoże.
-Ja też chcę...-Wyszeptała Namida kiedy jej opiekun usiadł.
-Czego chcesz?... Chyba nie myślisz, że Ci pozwolę, z takim wątłym ciałem? Poza tym ktoś musi czekać na nas w domu... Nawet nie wiesz ile to daje. Nawet dziś. Wyraźnie widać było na kogo ktoś czeka, gdy jechaliśmy.
-Nie chcę tak!-Dziewczyna wstała.-Dlaczego... Dlaczego Wy macie narażać życie, a ja mam siedzieć w domu?!
-Bo nie masz siły, ani umiejętności, aby było inaczej. Wiesz jak bardzo bym się bał brać Cię na misję?... Pomyśl jeszcze o Havrocie... Bał, by się teraz iść na misję z Tobą... A tak, jesteś wsparciem jakiego na prawdę potrzebujemy.
-Chcę chociaż mieć szansę, aby kiedyś było inaczej... Tato, proszę, pozwól mi uczyć się walczyć...
-No dobrze... Jutro pojedziemy do sąsiedniej wioski. Jest tam osoba, która może Cię nauczyć strzelania.
-Strzelania...? Z czego?-Zapytała zaskoczona, że jej opiekun w ogóle się zgodził.
- Z łuku. Ale nim Cię w ogóle wezmę choćby na polowanie, musisz jeszcze nauczyć się chociaż trochę walki sztyletem lub mieczem. Oczywiście dodatkowo musisz poćwiczyć mięśnie i nabrać trochę masy, ale to przyjdzie z czasem treningów. A teraz... - Popatrzył na trzeci kubek i na nią.
-Tak...Chciałam mu po prostu dać czas na uspokojenie...-Dziewczyna wstała i ruszyła do Havrotha.
Noo, pierwsze co to stwierdzę, że idealnie wybrałaś ścieżkę dźwiękową. Zwykle wyłączam tego typu efekty gdyż najzwyczajniej mnie rozpraszają, lecz tutaj miłe zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie udało Ci się ukazać rodzinną atmosferę. Nie jest to przesadnie naciągane, w widać od razu jak dużą rolę gra tutaj owa wspólnota :) Jak wspominałem wcześniej w bardziej bezpośrednim kontakcie, utworzyłaś fajną bazę, do dalszego rozwoju fabuły. Mam świadomość tego ,że wszystko dopiero się "zacznie" a już czyta się bardzo przyjemnie :)
Powodzenie w dalszej twórczości i pozdrawiam :)
Powodzenia*
OdpowiedzUsuń